Blaise Pascal w swoich Myślach przedstawił rozumowanie, które jest znane chyba każdemu wykształconemu człowiekowi: warto wierzyć w Boga, bo nawet jeśli nie istnieje, to stracimy tylko życie doczesne (na modlitwy, posty itp.), za to jeśli istnieje, to zyskamy nieskończenie dłuższe życie wieczne. Brzmi logicznie, prawda? No cóż, ani trochę.
Fałszywa dychotomia
Czyżby były tylko dwie możliwości? Bóg istnieje i nagradza za wiarę życiem wiecznym albo nie istnieje ani Bóg ani życie wieczne? A co jeśli istnieje Bóg, który nagradza za niewiarę? Czemu nie? A może istnieje taki, który upodobał sobie ludzi jedzących krewetki? A może tych niejedzących? Albo jest Bóg, ale nieba nie ma? Jest niebo, lecz nie ma nic wspólnego z Bogiem? A co jeśli Bóg ma w rzyci czy ktoś w niego wierzy czy nie, i daje życie wieczne wszystkim jak leci? Albo rozdaje je najzupełniej randomowo?
Takich możliwości jest nieskończenie wiele! Wprawdzie może wydają się nam absurdalne, ale logicznie rzecz biorąc nie można im niczego zarzucić. Istnienie hipotetycznego Boga nagradzającego za czczenie go jest równie prawdopodobne co istnienie hipotetycznego Boga lubiącego placki.
Złe określenie prawdopodobieństwa
Nawet jeśli założymy (bezpodstawnie, no ale niech będzie), że jedyny możliwy Bóg to taki, który nagradza za wiarę w niego, to nasze wnioski wciąż są błędne. No niby zredukowaliśmy rozważanie do dwóch możliwości: Bóg jest albo go nie ma, tertium non datur. Ale myślimy tak, jakby obie możliwości były równie prawdopodobne. To tak samo, jakby powiedzieć, że opłaca się grać w toto lotka, bo jest aż 50% szans na wygranie (albo wygrasz, albo nie), za to nagroda jest miliony razy większa niż cena kuponu!
Mnogość bogów
Nawet jeśli pominąć tę fałszywą dychotomię i zredukować mnogość hipotetycznych możliwości tylko do tych dwóch, arbitralnie wybranych spośród nieskończoności innych, równie nieprawdopodobnych, to wciąż stoimy przed wielkim problemem. A co jeśli czczę złe bóstwo? Jeśli spędzę życie wielbiąc Allaha, a prawdziwym Bogiem jest Zeus, to możliwe że tylko go wkurzę! Jeśli wyznaję Zeusa, a prawdziwy jest Odyn?
A zatem, mimo że zostaliśmy tylko przy dwóch możliwościach, to jedna z nich rozdzieliła się nagle na co najmniej 2870, bo tylu właśnie bóstw doliczyli się antropolodzy, badając historię religii.
Udawanie wiary
No ale załóżmy wbrew rozsądkowi że to właśnie nasz bóg jest Bogiem. Zapewne twierdzimy też, że jest On wszechwiedzący, prawda? A zatem zna nasze serca i wie bardzo dobrze, że nasze oddanie dla Niego jest tylko pozorne, wynikające z chłodnej (i błędnej) kalkulacji, z chęci zysku. Skoro przed takim Bogiem nic się nie ukryje, to jaki zysk w tym, by cokolwiek udawać?
A co jeśli Boga cieszy wtrącanie do piekieł tych, którzy udają wiarę z powodu zakładu Pascala?
Wiara nie do końca jest naszą świadomą decyzją. No proszę, uwierz mi, że mam w domu trzy krasnoludki, a w ogrodzie jednorożca. Ile byś nie próbował, nie przekonuje Cię absurdalność moich twierdzeń. Możesz najwyżej kiwnąć głową i skłamać, że mi wierzysz, ale to nic nie znaczy. Zatem jedyne co możemy świadomie zrobić, to okazywać wiarę na zewnątrz, prawdziwą bądź fałszywą.
Działa to też w drugą stronę. Jeśli w coś wierzysz, to trudno jest przestać. Jeśli kiedyś wmówiono ci, że czarne koty przynoszą pecha, a horoskopy mówią prawdę, to później, mimo że starasz się myśleć racjonalnie, wciąż podświadomie boisz się kotów. Nie wystarczy po prostu zdecydować “od dziś wierzę”, “od dziś nie wierzę”.
Czy zatem Bóg nagradza za samą wiarę, czy też za kłamliwe palenie mu kadzideł? Jeśli to drugie, to cóż z niego za Bóg? Jeśli to pierwsze, to po co zakładać się jak Pascal, skoro i tak prawdziwa wiara to nie do końca nasz wybór?
Wnioski
Zakład Pascala sprawia tylko pozory racjonalności. Spłyca też duchowość. Zamiast prawdy liczy się w nim to, co się opłaca. Opłaca się wierzyć, bo a nuż nam się trafi mieszkanko w niebie. Wynika z niego chora, płytka pobożność oparta na rachunku zysków i strat.
W obliczu braku racjonalnych dowodów na istnienie Boga, jest to ostatnia deska ratunku dla Kościoła stojącego przed człowiekiem, który takich dowodów żąda. Kościół, używając rozumowania Pascala, może najwyżej odrzec: no dobra, skoro nie mamy przekonujących cię dowodów, to wierz choćby mimo tego, choćby dlatego że ci się to opłaca!
Ale takie rozumowanie ma sens wyłącznie w obrębie wąskich horyzontów jednej konkretnej religii z jedną konkretną wizją jednego konkretnego boga. Czyli sensu nie ma żadnego.
Zakład Andrzeja
Proponuję zatem inny zakład:
Skoro nie mamy zielonego pojęcia, jak wygląda życie po śmierci ani czy w ogóle istnieje, to bardziej opłaca nam się nie tracić czasu na rozmarzanie o nim. Jedyne co możemy zrobić, to spędzić jak najlepiej to jedno życie, co do którego mamy pewność że jest.