Przez kilka dni obserwowałem, jak wygląda świat z perspektywy twitterowego prawicowca. Zobaczyłem świat tak przeżarty nienawiścią, że aż chce mi się ryczeć.
Byłem głupi. Myślałem, że ludzie w większości są z natury dobrzy, a tylko wpajanie im od dziecka bzdur o bozi, grzechu i Biblii sprawia, że stają się zdewociałymi dupkami, w czym utwierdza ich całkiem zrozumiały confirmation bias. Myślałem, że mimo iż wszyscy jesteśmy różni, to jednak w każdym tli się choć odrobina żądzy wiedzy, choć ociupina otwarcia na dyskusję i choćby nikła szansa na zmianę zdania. Że tak jak ja czuję krztę empatii nawet do łysego kibola publicznie wyzywającego mnie od “pedałów” i grożącego mi pobiciem, i jak próbuję zrozumieć, skąd właściwie się bierze ta jego nienawiść, tak samo tej odrobiny empatii mogę się spodziewać od drugiej strony.
Przez lata, gdy natrafiałem na posty warte sprostowania, zdarzało mi się prowadzić internetowe dyskusje z ludźmi, z którymi ani trochę się nie zgadzałem. Przeważnie niewiele z tych dyskusji wynikało – ot, pośmiałem się z tego, w jaki bullshit ludzie potrafią wierzyć, ot czegoś nowego się dowiedziałem (choć rzadko od interlokutora, częściej od googlania rzeczy, by mieć pewność, że nie napiszę nic nieprawdziwego), takie tam...
Ostatnio jednak w ramach eksperymentu postanowiłem całkiem przełączyć się na “prawą stronę twittera”: na świeżym koncie zafollowowałem profile pro-birth, nacjonalistyczne, homofobiczne, kaznodziejskie, ksenofobiczne, etc. – i obserwowałem, jak wygląda świat z perspektywy prawicowca.
A wygląda okropnie. Paranoicznie. Wszędzie czai się zagrożenie. Uchodźcy, LGBTQ, antychryst, heretycy, Soros, Unia Europejska, Niemcy, Rosja – wszyscy chcą zniszczyć Polskę, Kościół i rodzinę! Ze wszystkim trzeba “walczyć”, wszystko wymaga “szturmu modlitewnego”, wszystko wymaga “mobilizacji Armii Pana”... W szarym, smutnym świecie na każdym kroku czai się przebrzydła kolorowość i radość życia.
Ale to wszystko już przecież wiedziałem. Zaskoczyło mnie co innego – ilość jadu i nienawiści wylewających się ze wszystkiego, co czytałem. Wystarczało raptem parę minut scrollowania przez twittera, bym zaliczał kolejne małe załamania nerwowe. Każdy jest wrogiem. Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam. Istnieje tylko jeden słuszny punkt widzenia, koniec, kropka.
Jeden chłopak wrzucił zdjęcie w tęczowej koszulce, a świętojebliwi hejterzy rzucili się na niego całą chmarą, obrzucili wyzwiskami i próbowali zgnoić jak robactwo. Lincz w imię Jezusa.
W tym tygodniu po raz pierwszy w życiu przeczytałem czyjego twitta i pomyślałem: “o kurwa, jestem na 100% pewny, że ten gościu całkiem legitnie uważa się za nadczłowieka, a mnie za gówno, które by bez wyrzutów sumienia zabił, gdyby tylko mógł”.
Rozmawiałem z ludźmi tak zaślepionymi i tak bezmyślnie wierzącymi w swoją prywatną wizję rzeczywistości, że wiedziały lepiej od Kościoła katolickiego jak działa Kościół katolicki i nawet oficjalne dokumenty Kk nie przekonały ich, że się mylą.
I tak sobie myślę... czemu ja to sobie robię? Wiem, wiem, próbuję choćby odrobinkę zmienić świat na lepsze, próbuję edukować, promować akceptację dla inności, dołożyć swoją anty-cegiełkę do upadku mafii, jaką jest Kościół katolicki, próbuję dzielić się miłością i radością z życia, yadda yadda yadda... I nawet mi to wychodzi, choć na bardzo małą skalę.
Ale przecież mogę to wszystko robić, nie narażając się na tortury mentalne, jakimi są dla mnie próby zrozumienia i zmienienia mentalności ludzi, którzy otwarcie mnie nienawidzą. Nie zrozumiem i nie zmienię – muszę się z tym pogodzić. Czas przywitać się z potęgą banowania.
Zawsze byłem jego przeciwnikiem. Zawsze traktowałem je jako ostateczną ostateczność. Ale już mam po prostu dość. Toksycznych ludzi usuwa się ze swojego życia.
Już raz mi to wyszło na dobre w przypadku mojej homofobicznej matki. Po tym, co odjebała dwa lata temu, nie zamieniłem z nią już ani słowa – a moje zdrowie psychiczne zdecydowanie mi za to podziękowało. Czuję się, jakbym po dwudziestu latach kataru wreszcie mógł odetchnąć z ulgą.
I tak jak ona po tych wszystkich latach nie jest w stanie przejawić ani cienia refleksji, że to może jednak ona coś robi nie tak, ani odrobiny skruchy, ani ociupinki próby zrozumienia i wysłuchania ze zrozumieniem, tak wiem, że nie zdołam nic zrobić z bogobojną nienawiścią Bosaka, Cejrowskiego, Chyły, Kancelarczyka czy Wachowiaka...
Od dziś banuję, bo szkoda czasu i zdrowia na toksycznych ludzi przesiąkniętych nienawiścią.
Ech, nie przewidziałem, że gdy uderzę w stół, odezwą się nożyce. Zyskałem w ciągu dwóch godzin trzynastu nowych zbanowanych...
Streszczając, napisali: “a wcale nie!!! sam jesteś hejter!!!”. I nawet poprzeczesywali mi profil, by zrecenzować fotki z nagiej plaży 🙄
Raczej nie będę za nimi tęsknił.