Są całe grupy społeczne, które cierpią przez dyskryminację, marginalizację, szczucie, poniżanie i nierówne traktowanie.
A Leszek Jazdzewski myśli że zna to uczucie, bo… ktosio go nazwało „libkiem”
W powyższym tweecie używa słowa „mniejszość” w sposób sugerujący, że to liczebność danej grupy jest wyznacznikiem tego, czy jest dyskryminowana i czy powinna być przed dyskryminacją czy mową nienawiści chroniona. A ludzie w odpowiedziach kłócą się nie o absurdalność takiego rozumowania, a o to, ilu tak właściwie jest libków…
Spójrzmy tylko na dane o demografii Polski: na każdą kobietę przypada 0,94 mężczyzny. Technicznie rzecz biorąc, kobiety są w Polsce większością. I to zapewne dlatego widzimy panele złożone z samych kobiet debatujące nad obowiązkową wazektomią, to dlatego kobiety zarabiają więcej od mężczyzn, to dlatego mają tak ogromną nadreprezentację w parlamencie… Oh wait, jest dokładnie odwrotnie.
Tak, mała liczebość grupy bardzo często jest niezmiernie istotnym, jeśli nie najważniejszym, czynnikiem, który sprawia, że jest ona niesprawiedliwie traktowana – stąd nazywamy takie grupy „mniejszościami”. Ale to wcale nie oznacza, że każda grupa mniejsza niż 50% populacji jest grupą opresjonowaną, no kurwa no…
Libki nie są „mniejszością” w znaczeniu grupy marginalizowanej. Czy jest ich mniej czy więcej niż 50% ogółu jest najzupełniej nieistotne.
Neoliberalizm nie jest cechą osoby, a jej poglądąmi. A poglądy można wyśmiewać, można o nich dyskutować, można się z nimi nie zgadzać. To nie jest to samo co stygmatyzowanie ludzi.
Jestem osobą, której tożsamość płciowa, romantyczna i seksualna odstają od narzuconej przez ogół społeczeństwa normy, i mam przez to zdecydowanie trudniej pod wieloma względami od przeciętnego hetero mężczyzny. Mimo że moja tożsamość nie jest niczym złym, że moje istnienie nie jest szkodliwe, że moja płeć czy moje związki nie są krzywdzące dla osób postronnych.
A poglądy krzywdzące być mogą. Już nie wnikam tutaj, czy neoliberalizm szkodliwy jest czy nie – mówię tylko, że jako pogląd polityczny podlega debacie, analizie i satyrze. W przeciwieństwie do praw człowieka.
Poglądy można też zmienić. Ja z moją niebinarnością czy panseksualnością mogłum co najwyżej siedzieć w szafie i udawać, że wcale mnie nie boli udawanie kogoś, kim nie jestem.
Myślicie, że przesadzam, insynuując, że Jazdzewski serio uważa się za równie dyskryminowanego co na przykład osoby LGBTQ+? Pewnie i bym się zgodziłu, gdyby nie jego pozostałe tweety:
Tu porównuje „libka” do misgenderyzowania osób transpłciowych:
A tutaj do homofobicznych i antysemickich slurów:
On serio myśli, że cierpi na tę samą dyskryminację, co każdy „pedałek” czy „żydek”
No ale, wracając do umartwiania się statystykami: moje drogie członkinie i sojuszniczki grup marginalizowanych: proszę, nazywajmy je właśnie „grupami marginalizowanymi”, a nie „mniejszościami”.
(A po angielsku „minoritised” zamiast „minorities”).
Bo to stawia na pierwszym planie opresję, której doświadczamy. Skłania do pytań o to, kto i jak daną grupę margninalizuje, i jak można temu zaradzić.
Tymczasem słowo „mniejszość” skłania wyłącznie do liczenia nam demografii. A libkom daje okazję nadużywać naszej opresji, by mogli sobie popłakać, jak to im smutno, że się ktosio z nimi nie zgadza.