Pisałem już kiedyś o tym, jak to Kościół katolicki spełnia w znacznej mierze definicję sekty. Dziś ciut więcej o jednym z ważniejszych wyznaczników sekty: o bardzo utrudnionym wydostaniu się z niej. Już nawet pominę milczeniem ostracyzm społeczny czy rodzinny, który nader często towarzyszy porzucaniu wiary. Wystarczy spojrzeć na to, co bezpośrednio od instytucji Kościoła zależy – oficjalną procedurę wystąpienia z niego.
Powinna to być tylko formalność. Jestem wolnym człowiekiem, potrafię sam o sobie decydować, więc skoro uznaję że nie chcę być członkiem Kk, to po prostu informuję go o tym, a on to przyjmuje do wiadomości. Ale wcale nie jest tak kolorowo...
Apostazja to nic fajnego. Nie z powodu “odłączenia się od skarbnicy skaramentów Kościoła”, bo zapewne mało którego apostatę to obchodzi. Polska apostazja bywa czasami wręcz batalią o prawo nienależenia do Kk, któremu zwisa i powiewa ustawa o ochronie danych osobowych, a polskie sądy i inspektoraty godzą się na to, zasłaniając się “niezależnością kościołów i związków wyznaniowych”. Nieważne że nasza Konstytucja gwarantuje obywatelom prawo do wolności wyznania. Obywatelom, a nie kościołom!
Według Instrukcji KEP, aby wypisać się z Kk musisz:
- przejechać się do parafii chrztu (jakkolwiek daleko by to nie było),
- zdobyć akt chrztu (który nie jest dokumentem urzędowym, więc czemu niby jest wymagany do zarządzania twoimi danymi osobowymi?),
- przejść się do parafii miejsca zamieszkania razem z dwoma świadkami (jakim prawem Kk zmusza cię, abyś kogokolwiek wtajemniczał w kwestie swojego wyznania?),
- złożyć na ręce proboszcza własnoręcznie podpisane oświadczenie zawierające motywację swojej decyzji (jakim prawem Kk żąda żebyś się z nim dzielił swoimi, być może intymnymi, powodami?)
- oświadczyć że świadomie i dobrowolnie występujesz z Kk (tak jakbyś kiedyś świadomie i dobrowolnie do niego wstąpił, i jakbyś przez ten cały czas, aż do chwili apostazji, był jego członkiem, nawet jeśli od wielu lat masz go głęboko).
Przez cały ten proces to Kościół jest górą, to Kościół pokazuje, kto tu rządzi. Zupełnie ignoruje świeckie prawo o danych osobowych i wolności wyznania, każe ci się tłumaczyć ze swoich decyzji, wymaga jeżdżenia po parafiach, umniejsza twojej wolnej woli i twojej godności... Pokazuje ci, że “wycofując zgodę na podleganie jego doktrynie” sam potwierdzasz, że kiedyś ją ponoć wyraziłeś. I że aż do samego końca to oni tobą rządzą.
Dla porównania, w Niemczech, aby wypisać się z dowolnego kościoła/związku wyznaniowego wystarczy złożyć jedno oświadczenie w państwowym urzędzie.
Staję więc przed dylematem, czy stać się jedną z kropel drążących skałę i wybijających Kościołowi z głowy, że niemal sto procent Polaków to katolicy, czy jednak zachować godność i nie pozwolić żadnemu szamanowi pokazywać, jaką jeszcze ma nade mną władzę...
Raczej po prostu to oleję. Nigdy nie zapisywałem się do żadnego kościoła, więc czemu miałbym z jakiegoś występować? Po prostu za dwa miesiące w niemieckim urzędzie zaznaczę 0% w rubryczce “Kirchensteuer”. Mimo że polski Kk i tak nie uzna tego za apostazję, to przynajmniej ani z moich polskich ani niemieckich podatków nie dostanie już ani grosza. A nie wątpię, że mu i tak tylko o te grosze chodzi, więc chyba to ja będę wtedy górą, nie? ;-)
UPDATE: Niemiecki Kościół też teoretycznie może nie uznać niepłacenia podatku kościelnego za wystąpienie z niego i upomnieć się o “zaległą” kasę – skoro jesteś ich członkiem choćby na papierze. Dlatego warto spędzić te pół godzinki w urzędzie, wydać te 30€ i oficjalnie wystąpić z tej sekty. I mieć święty spokój, na wieki wieków amen!