Gdyby show Davida Copperfielda polegało wyłącznie na otworzeniu pudełka i pokazaniu, że w środku jest królik, to czy ktoś zacząłby klaskać? No królik, widać że królik. Pewnie sam go wcześniej tam włożył, więc gdzie tu niby magia?
Proste zadanie: umieścić na stronie przycisk, który przekieruje nas do usuwania jakiegoś obiektu z bazy, ale zanim to zrobi, spyta, czy na pewno tego chcemy.
Standardowa część interfejsu, możliwa do zrealizowania w webie na wiele różnych sposobów. Najprostszym z nich jest zwykłe okienko confirm().
W wersji najbardziej prymitywnej wykonanie zadania wygląda mniej więcej tak:
Głośno się zrobiło ostatnio o projekcie konstytucji według PiS, więc wreszcie się spiąłem i zabrałem za przejrzenie jego treści. Tak tylko poglądowo, bez dogłębych analiz (bo ani czasu, ani ochoty, ani przede wszystkim kwalifikacji do tego nie posiadam). I parę kwiatków udało mi się tam wypatrzeć.
W pewnym projekcie operuję poprzez API na liście wydań produktu: zamykam wydania, których czas już minął, i tworzę nowe na osiem tygodni naprzód. Moimi punktami odniesienia w czasie są:
Tworząc kiedyś stronę internetową, trzeba było się nieźle napracować, by na każdym komputerze wyglądała mniej więcej tak samo. Każda przeglądarka interpretowała sobie kod po swojemu. Teraz jednak, gdy wszystkie nowe wersje popularnych przeglądarek trzymają się standardów (a nawet mój ulubiony były klient, Santander, przerzucił się z dinozaurów na aktualne wydania), no a zdecydowaną większość pozostałych jeszcze różnic między przeglądarkami można zniwelować używając normalize.css oraz jQuery, mogę z całą stanowczością uznać przenośność za największą zaletę technologii webowych. Piszesz kod raz, a działa wszędzie.
Pisałem już kiedyś o tym, jak to Kościół katolicki spełnia w znacznej mierze definicję sekty. Dziś ciut więcej o jednym z ważniejszych wyznaczników sekty: o bardzo utrudnionym wydostaniu się z niej. Już nawet pominę milczeniem ostracyzm społeczny czy rodzinny, który nader często towarzyszy porzucaniu wiary. Wystarczy spojrzeć na to, co bezpośrednio od instytucji Kościoła zależy – oficjalną procedurę wystąpienia z niego.
Może nie napiszę tu nic ciekawego, ale po prostu muszę się pochwalić :D Kupiłem sobie wirtualny serwer prywatny. Czyściutki Linux na nim, do zainstalowania i skonfigurowania wszystko: Apache, PHP, MySQL, SFTP, domeny, maile i cała masa innych pierdół. W wielu z nich grzebałem pierwszy raz w życiu. Ale chyba dogrzebałem się do wszystkiego co trzeba, bo wygląda na śmigające ślicznie.
Wreszcie mogę deployować po ludzku, z gitem i composerem, pisać w nowszej wersji PHP, skonfigurować sobie, co mi się tylko żywnie podoba, nie robić ręcznie eksportów rozkładu na Busa, któremu nie starczało pamięci na współdzielonym hostingu... Miodzio! :3
Zbliżają się majowe pierwsze komunie, więc wzięło mnie na wspominki. Teraz mogę sobie odświeżyć te wszystkie dziwne rozkminy, które przed moją własną komunią mocno mnie nurtowały, ale głupio było o nie pytać (pytać? jak jakiś, tfu, ateista?).
Książka Roberta C. Martina “Czysty kod” bije rekordy sprzedaży wśród pozycji dotyczących szeroko pojętej informatyki. Wstyd więc żebym jej nie przeczytał, no nie? I zdecydowanie polecam ją każdemu programiście, który chciałby być jak najlepszy w tym, co robi.
Chciałbym tutaj pokazać na konkretnym fragmencie kodu, jak wiele może zmienić stosowanie się do zasad przedstawionych przez Martina. Na przykładzie autoloadera.
Ostatnio coraz bardziej rzuca mi się w oczy, jak to ludzie usiłują udowodnić istnienie Boga na podstawie swoich własnych doświadczeń. Nie w znaczeniu experiment, tylko experience, oczywiście. Nie byłbym sobą, gdybym nie uzasadnił tutaj, dlaczego uważam, że taki dowód jest niewiele warty...