Wygląda na to, że konserwatywne snowflejki mają kolejny powód do strachu. Tym razem idzie o jedną z najokropniejszych obelg, jaką można kogoś nazwać:
…
“osoba”.
Tak, kurwa, “osoba”. Obrażają się o “osobę”
CW: homophobic slurs mentioned
Nawoływania do używania inkluzywnego i neutralnego płciowo języka dają się coraz głośniej słyszeć dookoła świata. W przypadku polszczyzny dużo robi w tej kwestii współzałożony przeze mnie kolektyw “Rada Języka Neutralnego”, tworzący m.in. projekt zaimki.pl.
Propagujemy na przykład takie formy, które wcześniej forsowała fundacja TransFuzja, a które analogicznie do feminatywów nazwałyśmy “osobatywami”. A mianowicie: zamiast mówić patriarchalnie “członkowie” albo binarnie “członkowie i członkinie”, propnonujemy mówić “osoby członkowskie” – co włącza wszystkich, niezależnie od płci. Zamiast “studenci i studentki” można mówić “osoby studiujące”, itd.
Osobatywy to kompromis. Bo oprócz nich wśród pomysłów na neutralne płciowo rzeczowniki są zgodne gramatycznie z rodzajem neutralnym neutratywy (ten członek – ta członkini – to członko; ten student – ta studentka – to studencie) oraz zgodne gramatycznie z rodzajem podstpłciowym dukatywy (ten członek – ta członkini – tenu członku; ten student – ta studentka – tenu studentu).
Neutratywów i dukatywów nie ma w słownikach. Są neologizmami. I wielu się o to oburza – że sobie wymyślamy, że niszczymy język, bla bla bla. Standardowe argumenty ludzi niemających bladego pojęcia o ewolucji języka. Nihil novi.
Ale za to osobatywy powinny być spoko nawet dla preskryptywistów. Polonistka nie wypomni błędu językowego uczennicy, która w wypracowaniu napisała o “osobach sprzątajacych”. Język nie został zniszony, hip hip hurra!
Stąd też moje ogromne zdziwienie, gdy w naszym ostatnim wywiadzie ktoś z komentujących oburzył się, że “a może on nie chce, by go nazywano »osobą«”? Kilka dni później na Twitterze ktoś ni z tego ni z owego oburzył się na sam koncept inkluzywnego języka, bo “kto by chciał, by go tytułowano per »osoba«?”, po czym usiłował nazwać nas “osobami” w taki sposób, by pokazać, jakie jest to obraźliwe.
They just wanna be oppressed so badly.
To biali hetero cis mężczyźni. Są grupą dominującą, uprzywilejowaną. Ale nie potrafią zwyczajnie docenić swojego przywileju (a już tym bardziej użyć go, by pomóc mniejszościom). Gdy są oskarżani o queerfobię, nie odbierają tego jako motywacji do refleksji, pracy nad sobą i empatii. Odbierają to jako wielką niesprawiedliwość dziejową – jak ktoś śmiał mieć coś do tego, że nazwałem go “pedałem”? Albo że do baby z kutasem powiedziałem “per pan”!?
Próbują umniejszać problemom mniejszości, udając że przecież każdy ma problemy, nie ma o co się tak miziać! Próbują tworzyć (nieistniejącą) symetrię między opresorami a opresjonowanymi.
Wy pedały macie swoje parady, a gdzie straight pride dla nas? Dyskryminujecie nas! Wy żądacie ochrony przed dyskryminacją, a mnie to kto obroni? Wy nie możecie wziąć ślubu – no i dobrze, szczęściarze, nic nie tracicie, ja tam ze swoją starą to wytrzymać nie mogę. Wy płaczecie, że ktoś was zmisgenderował – też mi coś, mnie ostatnio nazwali “osobą”!
(Normatywna) polszczyzna jest dla osób niebinarnych bezduszna. Z niemal każdym wymówionym zdaniem zmusza nas do kłamstwa. Zmusza nas do wyboru spośród dwóch opcji, z których żadna nas dobrze nie wyraża. Dla osób trans misgendering jest czymś więcej niż tylko słowami. Boli. Wbija szpilę z każdym słowem. Przypomina na każdym kroku o tym, jak bardzo nie jesteśmy akceptowane. Pogłębia dysforię. Powoduje nienawiść do same_ siebie i do swojego ciała. Język kształtuje myślenie, kształtuje rzeczywistość… czasem doprowadza do najgorszych tragedii.
Tymczasem pan Janusz ma kryzys egzystencjalny, bo ktoś (niczym zresztą nie umniejszając jego męskości) mógłby go kiedyś zaliczyć do grona “osób komentujących”.
Niestety dla niego, fakt posiadania bardzo chujowej osobowości nie sprawia, że pan Janusz przestaje być osobą. Jest osobą, czy mu się to podoba, czy nie.
Wszystkie osoby są osobami.
I to nic złego być osobą.