aliens
It’s sad, being a member of a minoritised community and seeing some of its members turn against the others. Like in case of that twitter discussion on whether or not “weird looking” people and drag queens should be allowed to represent us, or even mention publicly that they are queer, for fear of giving us a bad reputation.
I used to be that asshole who answers “no” to this question.
(~2 min read)
Imagine aliens visit us one day, make an in-depth research into our species and sum it up in a history book that they bring home to teach their alien children from.
What would it say? What would it focus on?
(~2 min read)
‘All stand for Their Majesty, Ruler of the Seven Continents, Sovereign of the Three Moons, Protector of Freedom, Emperor Kĥalɨd, the fourth of this name!’
Fanfares resounded and all hundred forty-four Senators (what an unusual attendance!) rose from their seats as the Emperor entered the Senate Plenary Hall, followed by a dozen generals. Well, “crawled into” might have been a better word to describe it, but since that was the ordinary for their species, I guess just “entered” is fine. The point is, even though for humans it might have looked sluggish and repulsive, for mendrɨans the whole scene looked ultimately royal and dignified as fuck. The Sovereign Senate doesn’t invite the Emperor that often. Whatever is happening, is gonna be huge.
‘My dear Senators’, started the Emperor after reaching the podium, ‘this war is unwinnable’. There was a loud gasp. Even though they knew that the immense power of their Empire is nothing compared to what the invaders from Earth can unleash, they were still holding on to their hope. Does it mean there’s officially no hope anymore?
Kĥalɨd continued: ‘but if we don’t win it, our entire species will perish, our Beloved Planet and its Three Moons will be destroyed to pieces. So we cannot lose it. It’s unwinnable, but we have to win it.’
Their voice started shaking. ‘What the fuck do we do?’, they cried.
(~9 min read)
‘Wszyscy powstać przed Jenu Wysokością, Władcum Siedmiu Kontynentów, Suwerenum Trzech Księżyców, Obrońcum Wolności, Cesarzum Kĥalɨdu, czwartum tego imienia!’
Rozbrzmiały fanfary i każdu ze stu czterdziestu czterech Senatorów (cóż za niebywała frekwencja!) powstału, podczas gdy Cesarzu wchodziłu do Sali Plenarnej Senatu, a tuż za num tuzin jenu generałów. Cóż, “wpełzłu” byłoby może ciut lepszym słowem, lecz jako że ich gatunek tak właśnie się poruszał, pozostańmy zwyczajnie przy “wchodziłu”. Tak czy siak, choć dla ludzi mogło to wyglądać ospale i odrzucająco, dla mendrɨanów scena ta wyglądała niezmiernie królewsko i godnie jak cholera. Suwerenny Senat nieczęsto zapraszał do siebie Cesarzum. Cokolwiek się zaraz wydarzy – będzie ogromne.
‘Moju drogu Senatoria’, rozpoczęłu przemowę Cesarzu tuż po dopełznięciu do podium, ‘ta wojna jest nie do wygrania’. Słychać było głośne westchnięcie zdziwienia. Choć wiedzieli, że niezmierna potęga ich Imperium to nic w porównaniu do piekła, które potrafią im rozpętać najeźdźcy z Ziemi, to jednak trzymali się resztek nadziei. Czy to znaczy, że teraz nawet nadziei już nie ma?
Kĥalɨd kontynuowału: ‘lecz jeśli nie wygramy, to cały nasz gatunek zginie, a nasza Ukochana Planeta i jej Trzy Księżyce zostaną obrócone w pył. Więc nie możemy jej przegrać. Wojna jest nie do wygrania, ale musimy ją wygrać.’
Jenu głos zaczął się trząść. ‘Co my do kurwy mamy teraz zrobić?’, zapłakału.
(~10 min read)