W pewnym projekcie operuję poprzez API na liście wydań produktu: zamykam wydania, których czas już minął, i tworzę nowe na osiem tygodni naprzód. Moimi punktami odniesienia w czasie są:
Tworząc kiedyś stronę internetową, trzeba było się nieźle napracować, by na każdym komputerze wyglądała mniej więcej tak samo. Każda przeglądarka interpretowała sobie kod po swojemu. Teraz jednak, gdy wszystkie nowe wersje popularnych przeglądarek trzymają się standardów (a nawet mój ulubiony były klient, Santander, przerzucił się z dinozaurów na aktualne wydania), no a zdecydowaną większość pozostałych jeszcze różnic między przeglądarkami można zniwelować używając normalize.css oraz jQuery, mogę z całą stanowczością uznać przenośność za największą zaletę technologii webowych. Piszesz kod raz, a działa wszędzie.
Może nie napiszę tu nic ciekawego, ale po prostu muszę się pochwalić :D Kupiłem sobie wirtualny serwer prywatny. Czyściutki Linux na nim, do zainstalowania i skonfigurowania wszystko: Apache, PHP, MySQL, SFTP, domeny, maile i cała masa innych pierdół. W wielu z nich grzebałem pierwszy raz w życiu. Ale chyba dogrzebałem się do wszystkiego co trzeba, bo wygląda na śmigające ślicznie.
Wreszcie mogę deployować po ludzku, z gitem i composerem, pisać w nowszej wersji PHP, skonfigurować sobie, co mi się tylko żywnie podoba, nie robić ręcznie eksportów rozkładu na Busa, któremu nie starczało pamięci na współdzielonym hostingu... Miodzio! :3
Książka Roberta C. Martina “Czysty kod” bije rekordy sprzedaży wśród pozycji dotyczących szeroko pojętej informatyki. Wstyd więc żebym jej nie przeczytał, no nie? I zdecydowanie polecam ją każdemu programiście, który chciałby być jak najlepszy w tym, co robi.
Chciałbym tutaj pokazać na konkretnym fragmencie kodu, jak wiele może zmienić stosowanie się do zasad przedstawionych przez Martina. Na przykładzie autoloadera.