spokój
kobieta – jakże by inaczej
któż inny by się podjął
tak niewdzięcznej roboty
czarnej roboty
jak krew napełniająca
ranę tych, co pozostali
lecz jakże zgrabnie
rozdziela dwa światy
ciała i ducha
dar zsyła z niebios
wysyła do niebios
uwalnia z klatki
jedyna na świecie
co nas zrównuje
ja, wśród nielicznych
krzyczę radośnie:
viva la muerte!
O, jakże pragnę
zamknąć się w bańce nieskończonej muzyki
i pokazać całemu światu że mam go głęboko
w odmętach odbytu.
Nie pragnę wiele.
O, jakże pragnę
symbiozy całkowitej
by On we mnie, ja w Nim
by On tylko dla mnie, ja tylko dla Niego
by zawsze razem
by jak jedno ciało
i jak jedna dusza
by tylko On
On jeden
sam jeden
jeden tylko!
Nie pragnę wiele.
Szumiący orgazm dla uszu
Dobija się
Brzęczy
Brzmi
Mi
Co w samym centrum lata
Wylegiwuję
Wsłuchuję
Chuje
Je
I nie ma zbyt bardzo
Wygładzam
Gładzę
Zaiste
Te
Głęboko wierzę w życie dozgonne
I chwała za to dowodom empirycznym
Głęboko wiem, że bez śmierci nie ma życia
I chwała za to Darwinowi
Bo gdyby nie śmierć, byłbym dziś co
Najwyżej nieśmiertelną protobakterią
Głęboko gardzę infantylnym strachem
Przed końcem niestrasznym i nieuniknionym
Bo wszystko co martwe, kiedyś żyło
A wszystko co żywe, kiedyś umrze
Głęboko zacieszam że nas ona czeka
Stęskniony równości, wolności i spokoju
A na strach nie ma czasu
Bo czasu nie ma
Czynię z życia cierpliwe umieranie
Żyję, a więc muszę minąć
Minę, a więc to jest piękne