O, jakże pragnę
symbiozy całkowitej
by On we mnie, ja w Nim
by On tylko dla mnie, ja tylko dla Niego
by zawsze razem
by jak jedno ciało
i jak jedna dusza
by tylko On
On jeden
sam jeden
jeden tylko!
Nie pragnę wiele.
i chuj
Przecież nikt nic nie ma
Niczego mu się aż przelewa
Więc po co mu jeszcze więcej?
Nawet siebie nie
Bo przecież mnie nie ma
A nawet jak jestem
To przecież nie swój
Cały tego, którego kocham
Od stóp do głów
Od skóry po duszę
i tyle
]]>co mam mu powiedzieć?
‘porozmawiajmy o nas’?
przecież nie ma ‘nas’
najwyżej ‘ja i on’
nie. ‘on i ja’
albo raczej tylko:
‘nasza znajomość’
nie-e
‘jego znajomość ze mną’
ze śladowymi ilościami mnie
jest zbyt transcendentny,
by pogadać ze mną po ludzku.
dlatego zesłał mi Ciebie.
utopia jest miejscem, którego nie ma
Ty jesteś utopią, która jest
sama tylko wiedza by wyrwała kota
z matni niedookreślenia
nie chcę uśmiercić kota
nie chcę stracić czego nie miałem
(chyba że manie nadziei
jednak liczy się jako manie)
albo jest jak myślę że jest
albo jestem ślepcem
kto mi mówi? intuicja?
obserwacja?
desperacja?
otworzę!
mimo strachu
dam!
kot nie chce się dać
wyciągnąć
to znak że się broni z całych sił
czyli znak że żyje...
]]>i jaki Ci sens z tego wyszedł?
że jest, ale ma Cię w dupie...
czy jak?
no daj spokój, toż nie wiem
w przebłyskach wierzę że istnieje i kocha
ale potem się boję, że to taki tylko trik mojej wyobraźni
nie mógłbym tak...
uparcie nie wiedzieć...
i zadowalać się przebłyskami
a co myślisz, że to mnie nie męczy?
doch, doch, męczy
ale co z tym robisz, żeby nie męczyło?
pozwalam sobie wierzyć że istnieje
hmm... to nie za wiele
owszem, całe himalaje wyżej niż zero
ale też całe niebo niżej niż niebo
Dał sobie bestialsko otulić kostki
sznurem miłości
Bezgwałtownie
Dał się okrutnie pozbawić futra
ostrzem namiętności
Bezwiednie
Dał się ordynarnie wypieścić w dupę
bagnetem rozkoszy
Bezprzytomnie
Dał swym motylkom klatkę żelazną
–––
–