Aparently, this question is getting asked more and more often nowadays, so let me put in my two cents worth. Are polyamorists part of LGBTQ+? And I don't mean those who, like myself, are both pansexual and poly, or both trans and poly, because of course we are. I mean: does polyamory itself make you part of the community?
Let me start by saying that I'm not the biggest fan of the acronym “LGBTQ+”. As much is it makes it easy to explain to allocishets what's the deal, I'm not a fan, because it's very specific in terms of listing its members. Which leaves it open for endless fights about who's in and who's out.
Which letters did we forget to include? Isn't that too many letters to remember and pronounce? Should we maybe get rid of the T “bEcAuSe ItS nOt An OrIeNtAtIoN”? Does “A” stand for asexual, aromantic, agender, or maybe even ally? What's hiding under the plus? All those fights are so counterproductive… 🙄
Even though I don't use it too often (as hardly anyone knows this acronym), I really prefer for instance GSRM.
It stands for “Gender, Sexual, and Romantic Minorities”. It includes everyone that is minoritised because of those reasons. That's it. Doesn't matter if you're discriminated because of your own gender, or the gender of people you love or sleep with, or the way you show that affection… You're in. This acronym doesn't list groups that can join. It describes the type of issues that bring us together.
Another word I like and use in lieu of LGBTQ+ – despite its history as a reclaimed slur – is “queer”. It also describes us in a simple way: we're the “strange ones”, the ones that don't fit in in the patriarchal, cishetnormative society and its rules.
And obviously, polyamorists fit both of those. We're a romantic & sexual minority. We're different, we're strange, we're queer.
Honestly, looking at so many cishetnormative relationships around me, I feel like desiring relationships that are based on honesty and love instead of just exclusivity and outdated gender norms, is the queerest thing imaginable.
That's a simple one: yes.
The main issue that LGBTQ+ activists are fighting for all around the world is the right to marry whichever consenting adult we want. Sure, the main focus is on the gender of the partners, but why wouldn't the same ideal apply to the number of partners?
If I'm in a loving, committed relationship, but can't possibly get married to that person if we wanted to, just because we both have the same type of genitals – that's a blatant discrimination, right?
And if I'm in a loving, committed relationship, but can't possibly get married to that person if we wanted to, just because… I'm also in another loving, committed relationship? How is that not discrimination, huh?
And no, the countries listed on wiki as recognising polygamous marriages, aren't what I have in mind. It's a totally different approach to marriage: religious, based on a misogynystic culture of treating women as submissive. Not a single polyamorous person I know would feel liberated if they emigrated to one of those countries.
Apart from the lack of legal recognition, polyamorous people are also facing adversity elsewhere. Because it's not normal in our societies, isn it? We look like cheaters, don't we? We're some sort of sex freaks, right?
We're far from being mainstream. We're misunderstood, slut-shamed, kink-shamed… We don't get much representation in movies, series or books… Our coming outs as polyamorous are not that different from gay people's coming outs as gay. The world is just as couple-normative, as it is heteronormative, cisnormative and allonormative.
We tend to think of polyamory in terms of “having multiple partners at the moment”, don't we? Can a single person be poly? Can a person in a monogamous relationship be poly?
Doesn't that remind you of what bi people go through? “Oh this bi girl is dating a guy now, so I guess she chose to be straight”… Yeah, no.
My definition of polyamory puts the spotlight not on the current situation, but on the desire not to be limited to one person, on the approach to relationships that's based on honesty and openness – and not exclusivity. Just like a gay virgin is still gay. Just like a trans person before transition is still trans. Just like a bisexual man in a relationship with a guy doesn't suddenly become gay.
Polyamory is not temporary. It's not a fluke. It's not a nuisance.
It's who we are.
The best thing about the LGBTQ+ community is its inclusivity. So it's time to show it. We see a group of people whose romantic and sexual identity makes them marginalised, who undergo struggles similar in so many ways to what other queers experience. It's time to welcome them with open arms.
]]>Nie mówiłxbyś osobie czarnoskórej, by głosowała na rasistę, bo jak nie, to…
Nie mówiłxbyś ofierze gwałtu, by głosowała na gwałciciela, bo jak nie, to…
Więc nie mów ofiarom homofobii, że muszą zagłosować na Trzaskowskiego, bo jak nie to PiS im zrobi z Polski strefę wolną od LGBT.
Oto dlaczego nie zagłosuję na Trzaskowskiego:
Wielu ludzi myśli, że poprzeczka “nie bycia homofobem” jest zawieszona bardzo nisko. Że jak nie masz odruchu wymiotnego na myśl o dwóch facetach w jednym łóżku, i jak nigdy nie dałeś po mordzie żadnemu pedałowi, to możesz się chwalić na lewo i prawo swoją progresywnością i otwartością.
Dla mnie poprzeczka bycia sojusznikiem LGBTQ+ jest na poziomie: “wszyscy ludzie zasługują na równe prawa, niezależnie od płci czy orientacji. głoszę to otwarcie i wyraźnie, słucham co mniejszości mają w swojej sprawie do powiedzenia”.
Jeśli po twoim “jestem tolerancyjnx” następuje jakieś “ale”, to nie jesteś tolerancyjnx 🙄
Rafał Trzaskowski “jest tolerancyjny, ale” deklaracji zawartych w karcie LGBT nie spełnia.
Rafał Trzaskowski “jest tolerancyjny, ale” jako prezydent Warszawy otwarcie stanął na drodze polskiego obywatela, dziecka dwóch kobiet, do uzyskania PESELu.
Rafał Trzaskowski “jest tolerancyjny, ale” świadomie i dobrowolnie jest członkiem i reprezentantem partii, która wielokrotnie obiecawszy osobom w związkach jednopłciowych możliwość zalegalizowania tychże związków, będąc u władzy przez osiem lat, nie zrobiła w tym kierunku nic. A ustawę o uzgodnieniu płci przez dwa lata trzymała w zamrażarce. Dokładniejsza lista jest dostępna tutaj.
Rafał Trzaskowski “jest tolerancyjny, ale” świadomie i dobrowolnie jest członkiem i reprezentantem partii, która nie widzi problemu w tym, że jej członkowie jako prezydenci miast usiłowali zablokować Marsze Równości, pokojowe demonstracje gwarantowane prawem do zgromadzeń.
Rafał Trzaskowski “jest tolerancyjny, ale” swojemu zastępcy, gejowi, zakazał wypowiadania się w kwestii walki o równość małżeńską.
Rafał Trzaskowski “jest tolerancyjny, ale” pytany o polską homofobię opowiada o amerykańskiej broni nuklearnej 🤦
Rafał Trzaskowski “jest tolerancyjny, ale” podczas kampanii szczucia na osoby LGBTQ+ i odczłowieczania ich, uznał, że swoją kampanię wyborczą oprze o pokazywanie Polakom wręcz w ilościach hurtowych, jaki to on nie jest hetero, z “normalnej” rodziny. Jeśli ktoś się kiedyś “obnosił” ze swoją orientacją, to Trzaskowski w tej kampanii.
To nie jest tak, że stosunek kandydata do LGBTQ+ dotyczy wyłącznie LGBTQ+.
Stosunek do równości małżeńskiej, praw antydyskryminacyjnych, uzgodnienia płci, itp. jest papierkiem lakmusowym tego, czy kandydat będzie prezydentem wszystkich Polaków. Czy będzie dzielił ich na lepszych i gorszych. Na ważniejszych i nieistotnych. Czy ma prawa człowieka w sercu, czy w dupie.
Latarnik Wyborczy poprosił kandydatów o ustosunkowanie się do stwierdzenia “Małżeństwo powinno być zastrzeżone dla związków kobiety i mężczyzny”.
Odpowiedź inna niż “nie zgadzam się” oznacza “zamierzam traktować część swoich współobywateli jako gorszych, drugiej kategorii” i powinna dyskwalifikować kandydata.
Jedynie Biedroń opowiedział się za prawami człowieka.
Jak Latarnikowi odpowiedział Trzaskowski (i Duda zresztą też?)?
Wcale.
To takie powiedzenie wyborcom “chuj cię moje poglądy obchodzą, głosuj na mnie i nie marudź”.
Zaglądam na stronę kampanii Trzaskowskiego w poszukiwaniu programu wyborczego. Znajduję tylko plakaty.
Czemu miałubym zagłosować na kandydata, który ukrywa swoje poglądy i nie publikuje programu? Którego jedynym atutem jest niebycie Dudą?
Edit: ech… chyba wywołałum wilka z lasu. 😅 W czwartek wieczorem, na trzy dni przed wyborami, sztab Rafała Trzaskowskiego opublikował program wyborczy. Lepiej późno niż wcale, no nie? 🙄 Program obiecuje związki partnerskie, więc… hurra, it's something! Namiastka równości po raz kolejny obiecana!
Ani w przypadku Trzaskowskiego, ani w przypadku Kidawy-Błońskiej, nie usłyszałem ani jednego argumentu, który zachęciłby mnie do głosowania na kandydata PO. Zamiast postarać się o mój głos oczekują go tylko za to, że nie są PiS-em.
To dla mnie za mało.
Okay, da się przedstawić sensowną argumentację, dlaczego w drugiej turze głosowanie na “mniejsze zło” robi sens. Nie zgodzę się z tą argumentacją, ale rozumiem, co można w niej widzieć.
Natomiast spory problem jest w tym, jak wielu ludzi udaje, jakby pierwsza tura nie istniała. Jakby wybór był między Dudą a Trzaskowskim. Nie jest.
Wybór jest między jedenastoma kandydatami. Cokolwiek nie twierdzą sondaże, ten wrzód na dupie demokracji, jeszcze wszystko się może zdarzyć.
Nie mówię, że nie wolno nikogo przekonywać argumentem “mniejszego zła”. Ale czy możemy z tym poczekać, aż wybór serio będzie między dwoma kandydatami?
Ostatnio dwaj uprzywilejowani, biali, heteroseksualni cis mężczyźni debatowali w telewizji nad tym, co “środowiska gejowskie” powinny zrobić, by sprzeciwić się fali hejtu ze strony PiS-u i Dudy.
Do LGBTQ+ należą też inne mniejszości, nazywanie nas “środowiskami gejowskimi” brzmi pogardliwie i wykluczająco.
A w kwestii naszej reakcji na hejt – może wypadało by spytać… nas?
Owszem, są wśród nas także i dzieci, które jak najbardziej mogą być LGBTQ+, ale nie traktujcie całej społeczności “jak dzieci”. Zauważcie naszą wolną wolę i sprawczość.
Nie, człowiek, który nigdy w życiu nie doświadczył dyskryminacji, nie wie, co jest dla nas najlepsze. My wiemy.
Dlatego cishetów mówiących, że mam zagłosować na Trzaskowskiego, bo on będzie dla tęczowych lepszy, zwyczajnie olewam.
“Nie mogę przestać bić mojego niewolnika, bo to równia pochyła, zaraz zacznie żądać wolności, a potem nawet praw wyborczych”
“Nie jestem rasistą, nawet bym czarnym dał wolność, ale wara im od naszych kart wyborczych”
No absurd no.
Ale jak już ktoś powie “nie jestem homofobem, jestem za związkami, może i nawet małżeństwami, ale wara im od naszych dzieci”, to wszyscy traktują go najzupełniej poważnie? Wolne żarty!
Nie jesteśmy gorszymi ludźmi. Nie jesteśmy gorszymi rodzicami. Zasługujemy na równe prawa. Zatrzymywanie się na półśrodkach to homofobia. Praw człowieka nie da się wspierać tak troszeczkę. Nie ma “różnych stopni równości” – albo jesteśmy równx, albo nie…
Szczerze mówiąc, wolę otwartą homofobię PiS-u czy Konfederacji od wilków w owczej skórze spod sztandaru #SilnychRazem.
Otwarta homofobia przynajmniej jest prosta. Nienawiść, niezrozumienie, to chleb powszedni każdej elgiebety.
Udawane sojusznictwo na pokaz jest jak koń trojański. Jak broń psychologiczna. Usypia czujność, obniża standardy, sprawia, że nawet osoby dyskryminowane zaczynają wierzyć, że zadowolenie się ochłapami praw człowieka to wszystko na co mogą liczyć.
W ciągu ostatnich tygodni widziałem #SilnychRazem atakujących aktywistów LGBTQ+ za akcję tańczenia pod Pałacem Prezydenckim w odpowiedzi na haniebne słowa Dudy – ponieważ “zaraz TVP zrobi paski, że to świętokradztwo w Boże Ciało”. A tuż przed tą akcją kłamiących, że “to tylko kibolska ustawka, nie legitne wydarzenie”, aby nas zastraszyć i obniżyć frekwencję. To nie otwarcie homofobiczni konserwatyści zaczęli publiczną nagonkę na Tęczowe Disco pod Pałacem. To pseudosojusznicy.
W ciągu ostatnich tygodni oburzył się na mnie człowiek, który podawał się za sojusznika, a nie potrafił nawet przyznać się do błędu, gdy użył zwrotu obrażającego osoby trans. Przywiązanie do słowa jest dla niego ważniejsze niż szacunek do osób, które niby wspiera.
W ciągu ostatnich tygodni musiałum krytykować gaslighting ze strony ludzi, którzy twierdzą, że w Polsce żadnej homofobii nie ma, że to kraj otwarty i tolerancyjny, że jak oni nie widzieli na własne oczy nikogo dostającego po mordzie za tęczową przypinkę, to homofobia nie istnieje, a jak zjedli śniadanie, to na świecie nie ma głodu. Wmawiają nam, że nie mamy doświadczeń, które mamy.
Motywem przewodnim wszystkich moich ostatnich interakcji z #SilnymiRazem jest szantaż emocjonalny. Jak nie zagłosujesz na PO, to jesteś jak Legierski. To jesteś za Dudą. To jesteś winnx wszystkich problemów w tym kraju.
Nie, moi drodzy, tak się nie bawimy. To klasyczny victim shaming. Ofiara homofobii miałaby być winna homofobii, bo nie zamierza wybierać sobie prezydenta spośród homofobów?
I tak, wiem, głosuje się na kandydata, nie na jego toksycznych fanów. Ale nikt mi nie wmówi, że takie toksyczne postawy biorą się znikąd. Że tacy ludzie lgną do Platformy bez powodu. Że Platforma takich postaw nie wspiera. Że mam jakikolwiek obowiązek znosić złośliwe uśmieszki #SilnychRazem zadowolonych, że ich zatrważająco nisko zawieszona poprzeczka nie-homofobii wystarczyła, by geja przymusić do głosu.
Edit: publikacja tego wpisu obnażyła też podwójne standardy zwolenników Trzaskowskiego. Bo ja nie powinnam mówić głośno o swoich poglądach i planach wyborczych, bo to poglądy szkodliwe dla środowiska LGBTQ+, ale już agresywne komentarze w kierunku zwolenników Biedronia to oj tam oj tam, oceniajmy kandydata, a nie zwolenników, czy partię.
Jak gej na blogu uzasadni publicznie swój wybór, to źle, ale jak w geja rzucą kurwami, to dobrze, no nie? 🙄
Straszą mnie, co będzie jak Duda wygra. Mimo że, ech, głupia sprawa, on już kiedyś wygrał. Przecież prezydentury nie znalazł w chipsach.
PiS rządzi od lat, Duda siedzi w pałacu od lat. Nie wyprowadzili nas z Unii, nie zaczęli wsadzać do więzień za homoseksualność. Owszem, jest gorzej niż było kiedyś, ale ich akcje pokazują, że tak naprawdę mają w dupie prześladowanie mniejszości. Postraszą nami, gdy będą potrzebować tematu zastępczego, nazwą “ideologią”, gdy trzeba będzie nas odczłowieczyć, ale szkoda im będzie czasu i unijnych pieniędzy na jakiekolwiek drastyczniejsze kroki.
Tak, wiem, wygodnie mi się to mówi z perspektywy emigranta… Ale nie chodzi mi tu o “uciekłem z kraju i już się ich nie boję”, tylko o chłodną analizę sceny politycznej: to nie jest tak, że PiS potrzebuje więcej czasu na zrobienie elgiebetom piekła na ziemi. Mieli już dość czasu, gdyby chcieli zrobić dużo gorzej, to już by dawno zrobili.
Natomiast pokazywanie PO jako odtrutki na PiS-owską homofobię nie przekonuje mnie ani trochę. Mieli swoje osiem lat. Sejm, senat, prezydenta. Obiecywali związki partnerskie – i za każdym razem głosowali przeciw nim. Anna Grodzka złożyła projekt ustawy o uzgodnieniu płci – włożyli go do sejmowej zamrażalki.
To myślenie, że trzeba zdobywać prawa człowieka po troszeczku i nie wkurzać za bardzo homofobów, jest tak bardzo polskie... dopiero lata mieszkania na zachodzie nauczyły mnie, jak absurdalne jest takie podejście.
Nie jesteśmy gorsi, więc nie możemy być traktowani gorzej. Kropka.
W argument, że “prawa człowieka trzeba zdobywać stopniowo, najpierw związki, potem ewentualnie reszta, viva realpolitik!” może i bym uwierzyłu, gdybym nie słyszału go nieustannie odkąd pierwszy raz włączyłum telewizor za dzieciaka.
Niemcy wprowadzały równość małżeńską na moich oczach, a kilkadziesiąt kilometrów na wschód od kilkudziesięciu lat niemożliwym jest zagwarantowanie choćby najbardziej elementarnych praw, choćby namiastki równości?
Jeśli ktoś ma mnie przekonywać, że trzeba krok po kroku, to na pewno nie partia, która miała osiem lat na robienie ich, a nie zdecydowała się nawet na pierwszy.
I jeśli ktoś ma dostać mój głos w wyborach prezydenckich, to nie człowiek reprezentujący taką partię.
Tak mi się przynajmniej wydaje – nie zaprezentował przecież programu wyborczego.
Wymaganie od socjalisty/ki, by głosowałx na liberała? Tak jakby poglądy kandydata i wyborców nie miały najmniejszego znaczenia?
Nie zgadzamy się poglądami. Ja chcę państwa, które troszczy się o najuboższych i opodatkowuje najbogatszych – Platforma skupia się na polityce ciepłej wody w kranie. Ja chcę państwa świeckiego – Platforma siedzi w kieszeni Kościoła niemal tak samo głęboko co PiS. Ja chcę państwa gwarantującego prawo do bezpiecznej aborcji, eutanazji, troszczącego się o środowisko, klimat... – Platforma stoi w centroprawicowym rozkroku.
Jestem lewaczką. Nie głosuję na ludzi z przeciwnej strony sceny politycznej.
Nie, nie zagłosuję na Trzaskowskiego.
Ani w pierwszej, ani w drugiej turze.
Homofob bez programu wyborczego może mnie w dzyndzelek połechtać, a nie oczekiwać mojego głosu.
Zarzucono mi, że jako emigrantka mieszkająca z dala od polskiej homofobii nie mogę czepiać się Lisa za queersplainowanie problemów, których nie doświadczamy.
Mieszkałum w PL przez 22 lata, wciąż mam tam przyjaciół, znosiłum wszystkie przejawy polskiej homofobii… Więc nie, nie możesz mi zarzucić, że nie mam pojęcia o realiach i o dyskryminacji. W przeciwieństwie do Lisa.
A, no i bardzo chętnie głosowałubym tam gdzie mieszkam. Ale nie mogę. Jak będę mógł, to zacznę 🤷
Zarzucono mi, że jako emigrant mogę sobie wybrzydzać i działać na szkodę polskich elgiebet, mówiąc im, że mają nie głosować.
Ech… sorry za ten egocentryzm, ale ten wpis jest wyłącznie o mnie. Nie mówię nikomu, co ma robić. #SilniRazem mają więcej do powiedzenia na temat mojego głosu niż ja, dlatego zebrałum w jedno miejsce wszystkie uzasadnienia dla nich, dlaczego zdecydowałum tak, a nie inaczej.
Natomiast na kogo Ty zagłosujesz, to wyłącznie Twoja sprawa. Mnie osobiście brzydziłoby postawienie krzyżyka przy nazwisku homofoba, niezależnie od alternatyw. Ciebie nie musi. I nic w tym złego.
Jeśli jesteś częścią dyskryminowanej mniejszości, a po przeczytaniu tego wpisu wciąż zagłosujesz na Trzaskowskiego, ale ze świadomością, że zasługujesz na więcej, to ja się z tego bardzo ucieszę! 😉
Jeśli jesteś naszą sojuszniczką/naszym sojusznikiem, to śpieszę uspokoić – nie sądzę, że samo głosowanie na kandydata, który jest homofobiczny-light czyni Cię homofobką/em. Jeśli mimo niezgody z jego homofobią-light głosujesz na niego z innych powodów, to Twoje święte prawo.
Wiadomo, że miło by nam było, gdyby nasi sojusznicy wpierali kandydatów, którzy walczą o nasze prawa, ale to oczywiste, że nie jesteśmy pępkiem świata, że istnieją inne problemy w kraju, i nie dla każdego równość małżeńska musi być priorytetem (aczkolwiek nie wiem, jakie to inne sprawy miałyby kogoś przekonać do kandydata, który nie opublikował programu wyborczego ani nie odpowiedział Latarnikowi).
Pisałum ten artykuł, by pokazać dlaczego ja nie zamierzam na niego zagłosować (i czemu wkurzają mnie ludzie, którzy tego ode mnie oczekują), a nie po to, żeby innym mówić, na kogo mają głosować 😉
Nie mówię “ej, elgiebety, oto jak musicie głosować”. Mówię: “ej, SilniRazem, przestańcie mi mówić, jak mam głosować”.
]]>Being an ally is not a gender / sexual / romantic minority.
Being an ally is just basic human decency.
]]>For me, gender is over.
Not in a sad, “Game Over” way.
In a happy, “Mission accomplished” way.
Because for me gender is just a set of rules and regulations, based on someone's perception of what kind of genitals you might have. If people think that you have this or that in your pants, they'll also expect you to get a specific type of job, wear a specific amount of makup, have specific amount of body hair in specific places, wear specific clothes, behave in a specfic manner, play with specific toys...
We know it's all made up rules, for instance because it differs from culture to culture and from time to time. “Asian woman”, “Western woman”, “Medieval European woman”, etc. etc. are all made to follow different set of rules. Pink used to be a colour associated with boys not girls (because of being close to bloody red).
Dictionaries define gender as “the behavioral, cultural, or psychological traits typically associated with one sex”. But I would go one step further: it's not just the “traits” that are “associated”. It's rules that are enforced.
Be it by getting physically beaten up for “looking like a faggot”, be it by being publicly riddiculed for “being too butch”, or be it by simply being quietly frowned upon – the society has its ways to make people look and behave the way their designated box says they should.
And yes, I know, there's plenty of people being very comfortable in their box. And there's many who know they'll be happy and fitting once they transition to the other box. But wouldn't it be simpler if we just got rid of the boxes?
Just let people be people. Let us be ourselves.
Ever since I put the nonbinary label on my gender, ever since I started gender bending, ever since I started experimenting with my pansexuality, I started realising how made up gender is.
We don't choose our partners based solely on the mere existence of a penis or a vagina, right? We like them for their character, skills, sense of humour, we're physically attracted to their body type, body hair, muscles, face, hair, makeup, etc. etc.
Our appearance and behaviour, our romantic and sexual attraction – are way more complex than just those simple binary categories: man and woman, gay, straight and bi...
Sure, it's a decent approximation, and I still use them to describe myself and other people. And I'm not trying to invalidate anyone's identity.
I just wanted to share how much liberty it gave me when I started to just care about those labels less.
I'm not enforcing gender rules on anyone. I'm not trying to follow them myself. In my mind – gender is over 💪
]]>Under a news that yet another church keeps being an asshole towards queer people some guy is asking why don't they just ignore it and find a better church.
Oh the privilege...
If the churches indoctrinate you since childhood & threaten you with eternal damnation for defying their doctrine – membership is far from voluntary.
And as long as the churches have a huge influence over how our families and the society treat us – not caring about them is a luxury we simply can't afford.
My family's homophobia towards me is motivated purely religiously. And my apostasy from the Catholic Church didn't make them hate me less, quite the opposite.
Asking queers to just find a better church is like asking black people why don't they just ignore the existence of the KKK. 🙄
]]>This post is not about gays. It's about maths.
Some guy online told me that queers don't deserve rights (or at least the attention of lawmakers), because they make up only 0.03% of the population. Which is ridiculous. Both the argumentation, and the number itself. Human rights are inherent and inviolable, human dignity doesn't depend on numbers of specific minoritiesed groups.
But it shows how important it is to properly estimate how many queer people are there in society. Usually, homophobes are trying to prove it's as low as 0.5% to make homosexuality sound like an aberration, some totally marginal oddity that can be ignored, laughed at or hated. Meanwhile, some studies go as high as 52%! That's a number that should make every homophobic politician worry about their reelection unless they change their hateful policies. Where are such huge discrepancies coming from?
This study treated sexual orientation as a spectrum, and not just gay/bi/straight. 52% is the number of people who say they aren't 100% straight. Also, it's among teenagers in the US, which shows that younger people in countries where the taboo on homosexuality is lower are more open to embrace their queer side and to admit it in a questionnaire.
But let's come back to that ridiculous figure of 0.03%. If it were true, that would mean there's only 12 000 queers in Poland – while last year's Equality Parade gathered around 50 000 people attending in Warsaw alone.
That would also make my hometown of Szczecin, population 400k, a home to just 120 gays, bisexuals, lesbians and trans people. Assuming half of them are female and like a third is a proper age — my dating pool would have been just 30 people. I probably slept with more than that before I'd moved out of the city.
Looking at my high school class, there were 4 people (out of 28) that I know to be LGBTQ (and probably some more that I don't know about), making it around 14%.
But neither of those methods of trying to estimate this number from my personal experience has even a hint of scientific rigour. Most importantly, the sample sizes are laughably small, making them not representative at all.
Proper scientific studies, albeit probably pretty reliable, are easily dismissed by homophobes – those surveys were done by some random people they don't trust, the respondends didn't have to tell the truth about their orientation, etc. etc.
But I think I came up with a way to very roughly estimate the number of gay, lesbian and bisexual people that everyone[1] can do for themselves and see with their own eyes that there's a lot of us.
I went on PlanetRomeo, a very popular gay hookup app that shows you profiles of other guys sorted by distance.
I scrolled down until the 780th person until I've reached the first person to be “1 km away”. This means that in a circle with the area of πr² = 3.14 km² there are at least 780 gays and bisexual guys (and probably some girls, and trans people, and couples with a joint account – but those numbers should be neglectable for the purpose of this rough estimation).
It's hard to estimate, how many gays in here use this particular app, how many use a different one, how many use multiple, and how many don't use any... — so keep in mind that 780 is the lowest estimate. In the radius of 1 km from me there are at least 780 guys, actively looking for another guy to meet.
I think it's safe to assume that the number of lesbians and bisexual girls would be similar, if not higher (studies suggest girls tend to be more bisexual than guys, which makes it a low estimate as well), so let's double our number: there's at the very least 1560 queer people in the 3.14 km² area around me.
The population density of the district I live in is 6966 people/km². That means queers are at the very least 1560 people / (3.14 km² * 6966 people/km²) ≈ 7%
of the population in here.
Seven percent! Plus those who aren't using hookup apps. Plus those who use a different one. Plus the asexual people. Plus the aromantic people. Plus trans people. Plus nonbinary people. Plus all the other queers...
I know, I know. There's so many unknowns in my process. But! For the purposes of proving in a simple and reproducable way that the number of queers is orders of magnitude higher than what some homophobes are claiming – I think this process does a great job, doesn't it?
I never would have thought that one day I'll be using hookup apps not to hook up, but to do maths and to fight for human rights 😅
[1] Well, ok, not everyone... there's still a lot of places where queers have to stay so deep in the closet that using apps might not help...
It’s sad, being a member of a minoritised community and seeing some of its members turn against the others. Like in case of that twitter discussion on whether or not “weird looking” people and drag queens should be allowed to represent us, or even mention publicly that they are queer, for fear of giving us a bad reputation.
I used to be that asshole who answers “no” to this question.
I used to be that gay guy who thought that those “effeminate” of us shouldn’t really talk loud about their homosexuality – cause they would only strengthen the stereotypes and make the lives of “us, normal gays” harder to live.
I used to be that gay guy who enjoyed drag queen shows and who liked his queen friends personally, but who advocated against them being in drag when they represent the whole LGBTQ+ movement to the rest of the world. I didn’t want the world to think that all of us are like this.
It was so wrong of me.
Because our strength comes from diversity. Because our fight doesn’t make sense if we only fight to be safe, and not for the ability to be ourselves. Because our fight doesn’t make sense if we don’t fight for all of us.
I wasn’t just restricting others – most of all, I was restricting myself. I’m a nonbinary person, but I’ve spent a huge chunk of my life pretending to be a man, instead of living a fabulous life free of gender norms. All just to make some bigots more comfortable with my existence. Well, fuck them.
If you want to make the oppressed shape themselves in a way that the oppressor wants them to, you’re playing by their rules, and you’ve already lost. You’re working towards a “compromise” between bigotry and being oneself, between hatred and happiness – a compromise that makes everyone unhappy.
You’re valid just the way you are.
If you’re really worrying so much about the image of the community, show the world an image of queer people coming together hand in hand, as “strange” as they might be, united in diversity – and not fighting each other who’s the right amount of gay.
]]>My bio says I’m “pan/gay”, which might seem pretty self-contradictory, right? It’s one or the other, right?
Well, here’s why:
First of all, sexual orientation is a spectrum. Second of all, it’s not set in stone. I don’t think anyone has to just pick one label and stick to it. Calling myself “pan/gay” is my way of saying that I’m attracted to people of all genders, but with a strong preference for guys. How strong? Am I a 4 or a 5 on the Kinsey scale? Dunno 🤷 There’s the word “homoflexible”... But am I homoflexible? And how many people know what it means without googling?
I don’t know, and I care less and less about putting a label or a number on it. One thing for sure: just “pan” or just “gay” doesn’t tell the whole story. But combined? They say enough and are easy to understand.
And then, there’s also this thing that I’m nonbinary. I might look like a man at the first glance, I might own a penis, but I’m not a man, I don’t subscribe to the binary. Is it gay to be into guys, if I’m not a guy? What do I call that? There’s this thing called diamoric orientations, but neither one from the list really fits me (and again, almost nobody knows them).
And finally, I’ve spent a huge chunk of my life identifying as gay ( Coming out as... not so gay 🤷🏼). I’ve become a part of the gay community, used gay apps, visited gay bars, and I still do. That identity doesn’t disappear overnight just because I finally decided to embrace other sides of my sexuality. It never will. My “gayness” is more than just attraction to guys.
Don't forget, that in many contexts “gay” might actually be a synecdoche for the whole LGBTQ+ community. For instance, when you advocate for “gay rights”, you probably don't want to exclude bi or pan folx, you do demand the same rights for them as you demand for gay people, even if you don't explicitly mention them. Or when you use the rainbow flag to represent gays specifically, as well as queers in general. Or when you use “gay pride” and “LGBTQ pride” interchangably.
So, summing up: it’s not self-contradictory, it’s just complicated. But “pan/gay” is the best approximation of the truth I can fit in 7 bytes, so I’ll go with that.
]]>So it turns out, coming out is still something that I have to do sometimes 🙄. Surprisingly, though, it’s the other way around now. That’s a brand new experience to me 😅 So here it goes:
Let me tell you a story of a random, average gay guy growing up in a homophobic environment.
He discovers something strange about himself, but he can’t even put a name on it. He never saw gay couples in his life, he has no idea that liking boys is an option, he never saw gay porn, he never even heard the word.
Then he does hear it. And he hears that it is a bad thing.
He lives half of his teenage years in fear – fear that he’ll have to tell someone one day, fear that he’ll be hated for who he is, fear that he’ll end up alone for the rest of his life...
But he also hears the word “bisexual”. Hmm, sounds like a safe middle ground, actually. Maybe his parents will hate him less if he tells them he’s bisexual, and not gay? (they won’t, don’t kid yourself, kid)... Maybe he actually does like girls? He was focusing so much on the threat of eternal damnation for liking boys, that he didn’t really consider that.
They tell him that one must “pick a side” though. They bombard him with Disney movies and Hollywood clichés of a perfect romantic love that he absolutely must pursue if he ever wants to be happy. The once-in-a-lifetime love only happens once in a lifetime, silly! If you ever want to find “the one”, first select the right half of the population!
It’s a struggle to come out. But he finally does. As gay. It’s simpler that way. Nobody knows about the Kinsey scale anyway. Nobody can think outside the binary. They won’t understand you. You don’t even know yourself who you are – how can you expect anyone else to?
Being gay turns out to be not so bad. Homophobia is terrifying, sure, but the community is so lovely! Everywhere he goes, there’s his queer family ready to welcome him! Well, his gay family.
So here I was. I met a perfect guy for me. We were monogamish and our sex was always 100% male. We got married. I was pretty much “confirmed” as gay.
Except that’s not what I am.
I never “came out” to my husband as (as he calls it) “pussy-curious”. It just was out there, that some day I might want to experiment in that direction.
Our relationship got more open and slightly poly, so I did. And I liked it.
I might be turned on by masculinity and cocks more strongly and more often than by femininity and pussies, but I’ve noticed that at the end the person’s gender or their genitals are not really that high up on the list of reasons to sleep with them 🤷🏼
But hey, everyone thinks I’m gay... I’m married to a guy after all! I fight for marriage equality, I’ve used the “gay” label so many times in my life... No wonder that friends simply see me as gay.
But I’m surprised that even to me it kinda feels wrong in a way...
But it isn’t. At all. Human sexuality is not set in stone. Your sexual orientation can just change overtime (it’s not the same as saying that you can forcibly change someone’s orientation!), and it’s totally fine. You can keep discovering your sexuality that has always been there and it’s still fine.
Experimenting with my gender made me realise: we’re not really bound by binaries. They’re all in our heads.
I don’t have to comply with gender norms, I don’t have to be “male” or “female”. And my sexuality isn’t (and doesn’t have to) be so clearly defined either. I’m still gay, it’s still a huge part of my identity. But I’m also pan.
I used to feel like I’m kinda self-censoring. Like I’m not supposed to like this or that. It’s so much easier not to care anymore!
I didn’t lose my identity after eating the first pussy. I just discovered a new one.
It took me a while to figure it out, but beter late than ever, right? 😉
]]>Na podstawie naszej historiiMiłość nie wyklucza stworzyła poradnik, jak niszczyć polską rodzinę tuż za zachodnią granicą 😈🥰
]]>Good.
The analogy holds: both homophobia and racism are basically taking one harmless quality of a person (be it skin colour or sexual orientation) and using it to divide the population into the privileged and the discriminated group.
There’s only two differences:
One: people can hide their sexual orientation and gender identity in order to partially avoid the discrimination – people of colour generally don’t have such option.
And second: while racism is almost universally considered evil and shameful, homophobia is sometimes regarded just an “opinion”.
So, when you call out their anti-LGBTQ bigotry as being not that different from racism, they understand how insulting a racist label is, yet they cannot find any explanation to why they are any different from one.
They aren’t. And maybe this comparison will make them understand.
]]>It might be obvious for most people, (you know, those who know the meaning of words), but apparently, judging from the tweet above and the answers to it, (where Polish right-wingers show WNBR as an example of how the LGBTQ community has “deprived” the West), some people still confuse naturism with exhibitionism and they think that it’s gay...
Well, here’s why it’s neither of those things:
According to ICD-10 F65.2 exhibitionism is classified as sexual deviation and is described as:
A disorder characterized by recurrent sexual urges, fantasies, or behaviors involving the exposure of one’s genitals to an unsuspecting stranger.
A disorder in which fantasies about or the act of exposing the genitals to an unsuspecting stranger produces sexual excitement with no attempt at further sexual activity with the stranger.
Now here’s what the World Naked Bike Ride, and naturism in general, is all about: precisely not that.
It’s about freedom, it’s about loving your body, it’s about not caring about clothes, it’s about feeling good...
Usually, we’re naked at home or at a nude beach, among other nude people... But not necessarily. For instance in Germany it’s pretty common to see nude people sunbathing in random public parks. It’s perfectly legal, it’s considered normal, and it’s not sexual and it’s not exhibitionistic.
With WNBR there’s an additional message attached to the public nudity: bringing the public’s attention to the problems of car-based transportation in the cities and “delivering a vision of a cleaner, safer, body-positive world”. It’s a political statement, not a sexual act.
Take it from a person who has actually done it once: My first World Naked Bike Ride – and I absolutelly loved it!. I rode totally naked through the city centre of Amsterdam, and yet I’m not a exhibitionist. I don’t get off of that sexually, I don’t fantasise about it, I’m totally capable of achieving sexual pleasure without any stranger seeing me. I simply enjoy being naked, that’s it.
(Full disclosure: I did have sex in public places a couple of times, but the whole point was not to get caught by anyone. 🤷♂ I also post some explicit content online sometimes, but it’s specifically targeted to people who want to see it. 🤷♂)
It differs between countries, obviously, but in all of those I’ve been publicly naked in: 🇩🇪 Germany, 🇳🇱 The Netherlands and 🇪🇸 Spain, there’s a distinction in law between just being naked in public (legal, with some exceptions like churches, cemeteries, schools...) and sexually exposing yourself (illegal).
So, what about public nudity allegedly being gay? Some people on Twitter were thinking that those photos from WNBR were taken during Pride, which is simply not true. I happen to take part in both, but in general they are separate events targeted to a different group of people.
Judging from my observations of how few of my gay friends are eager to join me at a nude beach, and how many guys I’ve met during the WNBR Amsterdam who talked about their wives/girlfriends or came together with them – I can see no clear correlation between the LGBTQ community and naturists.
Although they do have a lot in common: freedom and openness.
And that’s all it is about.
]]>Być może dla wielu jest to oczywiste, (dla tych, którzy znają znaczenia słów), ale sądząc po tweetach z prawej strony, niektórzy mieszają naturyzm z ekshibicjonizmem, i myślą, że WNBR to przykład tego jak społeczność LGBTQ seksualnie deprawuje Zachód...
Well, naturyzm nie jest ani ekshibicjonizmem, ani domeną homoseksualistów, a oto dlaczego:
Zgodnie z ICD-10 F65.2 ekshibicjonizm jest klasyfikowany jako parafilia i opisany jako:
Zaburzenie charakteryzujące się nawracającymi popędami seksualnymi, fantazjami lub zachowaniami związanymi z eksponowaniem swoich genitaliów niczego nie podejrzewającym nieznajomym.
Zaburzenie, w którym fantazje lub eksponowanie genitaliów niczego nie podejrzewającemu nieznajomemu wywołuje podniecenie seksualne bez próby dalszej aktywności seksualnej z tym nieznajomym.
A oto czym jest World Naked Bike Ride i ogólnie naturyzm: czymś zupełnie innym.
Chodzi w nim o wolność, o kochanie swojego ciała, o nie dbanie o ciuchy, o czucie się dobrze...
Przeważnie jesteśmy nago w domu albo na nagiej plaży, wśród innych naturystów... Ale niekoniecznie. Na przykład w Niemczech całkiem często można spotkać w publicznych parkach ludzi po prostu opalających się nago. Jest to całkowicie legalne, postrzegane jako normalne, to nie ma podtekstu seksualnego i nie jest eksbibicjonizmem.
W przypadku WNBR nagość ma jeszcze dodatkowy przekaz: ma zwrócić uwagę opinii publicznej na problemy związane z opieraniem transportu w miastach na samochodach oraz ma “pokazać wizję czystszego, bezpieczniejszego, body-pozytywnego świata”. WNBR jest manifestem politycznym, a nie aktem seksualnym.
Mówi to człowiek, który sam brał w nim raz udział: My first World Naked Bike Ride – and I absolutelly loved it!. Wprawdzie jechałem całkiem nago przez centrum Amsterdamu, a jednak nie jestem ekshibicjonistą. Nie jara mnie to seksualnie, nie fantazjuję o tym, nie potrzebuję eksponować się nieznajomym by osiągnąć satysfakcję seksualną. Po prostu lubię być nago, to tyle.
(Full disclosure: Muszę przyznać, że zdarzyło mi się kilka razy uprawiać seks w miejscach publicznych, ale nie był to ekshibicjonizm, a wręcz przeciwnie: właśnie o to chodziło, by nikt nas nie przyłapał 🤷♂ Wrzucam też czasem seksualny content do Internetu, ale jest on konkretnie kierowany do ludzi, którzy chcą go zobaczyć. 🤷♂)
W różnych krajach wygląda to różnie, wiadomo, ale we wszystkich tych, gdzie byłem publicznie nago: 🇩🇪 Niemczech, 🇳🇱 Niderlandach i 🇪🇸 Hiszpanii, istnieje w prawie rozróżnienie pomiędzy po prostu byciem nago publicznie (co jest legalne, z paroma wyjątkami jak kościoły, cmentarze, szkoły...), a obnażaniem się przed kimś seksualnie (nielegalne).
A teraz kwestia tego, że publiczna nagość jest niby domeną homoseksulistów. Niektórzy na Twitterze uważają, że te zdjęcia z WNBR były zrobione podczas którejś z Parad Równości – a to zwyczajnie nie jest prawda. Ja akurat chodzę i na jedno i na drugie, ale są to zupełnie osobne wydarzenia skierowane do różnych grup ludzi.
Sądząc po moich obserwacjach, jak niewielu moich znajomych gejów chce pójść ze mną na nagą plażę, oraz jak wielu facetów poznanych na WNBR Amsterdam opowiadało o swoich żonach/dziewczynach albo przyszło razem z nimi – nie widzę korelacji między byciem LGBTQ a byciem naturystą.
Aczkolwiek obie grupy mają sporo wspólnego: wolność i otwartość.
I tylko o to w tym wszystkim chodzi.
]]>15 września ulicami mojego rodzinnego Szczecina przejdzie pierwszy w historii Marsz Równości. Trzymam kciuki za Lambdę, by wreszcie się to udało!
Tymczasem “środowisko patriotyczne i kombatanckie” śle do prezydenta Krzystka list, który jest tak absurdalny, że aż nie wiem, czy się z niego śmiać, czy położyć się i czekać na śmierć z zażenowania.
Podział na akapity najwidoczeniej autorów listu przerasta.
“wyrażamy zaniepokojenie”
Jeżeli kogoś niepokoi pokojowa demonstracja, która w historii sobie podobnych nie ma przypadków agresji uczestników, głoszenia haseł nienawiści, ani nic podobnego, to ja mu szczerze współczuję.
“Zauważamy poruszenie i negatywne odczucia mieszkańców Szczecina”
To wy sami jesteście tymi poruszonymi “mieszkańcami Szczecina”. Wielu się z wami zgadza, ale wielu też nie. To, że w 400-tysięcznym mieście znajdą się ludzie, którzy chcą dyskryminować osoby LGBTQ, nie jest ani odkrywcze, ani istotne. Nie próbujcie nikomu wmawiać, że reprezentujecie mieszkańców Szczecina, bo nie reprezentujecie.
“Uważamy, że każdy zasługuje na szacunek oraz na takie same traktowanie”.
Raczej “takie samo”... Ech, patrioci, poloniści za dychę.
Poza tym: wcale tak nie uważacie, i dobrze o tym wiecie. Popieracie prawa i inicjatywy jawnie dyskryminujące osoby nieheteronormatywne, wzniecacie nienawiść wobec obcokrajowców... To jest klasyczne “nie jestem rasistą, ale...”, po którym zawsze następuje coś rasistowskiego.
“przeciwstawiamy się promowaniu dewiacji seksualnych”.
Mam dla was newsa: my też. Na naszych transparentach nie ma tekstów w stylu “podglądanie ludzi uprawiających seks jest fajne” ani “no weź zgwałć jakieś dziecko”. Homo- i biseksualizm nie są dewiacjami. Nawet jeśli by były, nie da się ich promować – nikt, kto nie czuje pociągu do facetów, nie zacznie sypiać z facetami tylko dlatego, że zobaczył tęczową flagę. Nawet jeśli by się dało to “promować”, wcale tego nie robimy – promujemy tolerancję dla tych, którzy do LGBTQ należą, a nie “werbujemy nowych członków” 🤦
“podważania takich wartości jak Bóg, Honor i Ojczyzna”.
Ech... Ja osobiście jak najbardziej podważam istnienie “Boga” i sens przywiązania do loterii narodzin, jaką jest “Ojczyzna”, ale pierwsze słyszę, żeby marsze/parady równości coś takiego głosiły. Wasze narzekanie jest zupełnie nie na temat. Offtop. Bicie chochoła.
“tolerancjonizm będący de facto bezkrytyczną akceptacją zła, hedonizm i egoizm”
Puszczając już mimo oczu waszą nieumiejętność stawiania przecinków w oficjalnych pismach... Bezkrytyczna akceptacja zła? Serio w to wierzycie? Sam na swoim blogasku wielokrotnie pisałem o moralności ( Kodeks moralny niewolnictwa, Relatywizm moralny, ks. Piotr Pawlukiewicz – bardzo miła nienawiść, Pope Francis: I pinky swear, I won't be a criminal anymore!, Kodeks moralny niewolnictwa, ...), wcale nie bezkrytycznie, stanowczo potępiając czyny, które uważam za niemoralne. Nie znam ani jednego człowieka, czy to pośród LGBTQ czy nie, który “bezkrytycznie akceptowałby zło”, jakim jest na przykład morderstwo, kradzież, gwałt czy pedofilia.
“domagając się dla siebie nieograniczonej tolerancji”
Nikt się nie domaga dla siebie nieograniczonej tolerancji. Nikt nie chce stać ponad prawem. Geje nie chcą, żeby uchodziło im na sucho, no nie wiem, przechodzenie na czerwonym czy ekshibicjonizm. Chcą jedynie tolerancji wobec tego, że kochają osoby tej samej płci, i tyle.
“nie mają tej tolerancji dla nikogo innego”
Ja mam. Na przykład dla pozostałych homoseksualistów. Dla biseksualistów. Dla heteroseksualistów. Dla katolików. Dla buddystów. Dla Francuzów. Dla Syryjczyków. Dla leworęcznych. Długo jeszcze muszę wymieniać?
Środowiska lewicowe jak najbardziej mają pełno tolerancji, którą tak promują, a twierdzenie że tak nie jest to zwyczajne kłamstwo.
“z prowokacyjnego zachowania aktywistów LGBT”
Aktywiści LGBT tak prowokują homofobów, jak zebra prowokuje lwa, a dzieci kuszą księży-pedofilów.
“Brak reakcji ze strony miasta”
Ano właśnie, dochodzimy do chyba najważniejszego punktu: co niby miasto miałoby z tym fantem zrobić? Jakie są wasze żądania? Co chcecie osiągnąć? Aż tak głupi nie byliście, by żądać od prezydenta zakazu Marszu, bo najwidoczniej wiecie, że prezydent nie ma prawa zakazać pokojowej demonstracji. W takim razie czego właściwie od niego chcecie?
“skutkuje swoistym homoterrorem”
🤦
“oraz niepokojem społecznym”.
Tak, ale to wy go tworzycie! Grupa uśmiechniętych ludzi idąca przez miasto z tęczowymi flagami i domagająca się równego traktowania nie tworzy niepokoju społecznego. Za to grupa ludzi, którzy z czystej nienawiści wyzywają ich od “terrorystów”, albo grupa ludzi, która próbuje fizycznie zaatakować taki pokojowy przemarsz – jak najbardziej.
Wśród podpisów widzę podpis Tomasza Kancelarczyka, katolickiego księdza, gwiazdy ruchu anti-choice, asystenta kościelnego stowarzyszenia Civitas Christiana i założyciela Bractwa Małych Stópek. Tak się składa, że znam wiele osób, które są lub były członkami tych grup. I wiem, że co najmniej pięć spośród nich jest homo- lub biseksualnych, a zapewne sporo więcej.
Czy te osoby słyszały, co o nich sądzi ich (być może już były) duszpasterz? Czy pan Kancelarczyk zdaje sobie sprawę, że swoją nienawiścią bezpośrednio krzywdzi osoby głęboko wierzące i zaangażowane w jego “walkę o życie”?
Szczerze mówiąc, gdyby środowiska LGBTQ naprawdę wyglądały tak, jak ich malują w powyższym liście, sam bym protestował. Terroryzm? Narzucanie innym swojej orientacji? Podburzanie niepokoi społecznych? Propagowanie absolutnej bezkarności dla zła? Delegalizować to jak najprędzej!
Tyle że społeczność LGBTQ wcale tak nie wygląda, a marsze równości wcale takich rzeczy nie propagują. Powyższy list nie odnosi się do żadnego realnie istniejącego problemu, ani nie domaga się żadnych konkretnych działań. Ten list jest wyłącznie zrodzonym z nienawiści płaczem rozkapryszonego dziecka, które ryczy “ale ja nie lubię tych pedałów!”.
]]>I’m sick and tired of biggots treating me hatefully because of my sexual orientation.
Especially, if they are catholic. Why? Because they have even less of a moral highground than the other biggots. Here’s the logic:
QED
]]>– Morning! How was your weekend?
– Morning! Well, we went do Poland to visit my boyfriend’s family and we...
– Oh, so you have a boyfriend? That’s ok. You know, I have gay friends.
– Erm... OK... So what? I have gay friends too. And straight friends... What’s your point?
Saying “I have gay friends” might seem like a good way to show someone that you’re okay with them being gay. In reality, it mostly just shows that you’re desperately trying to show off your tolerance. It shows that you treat homosexuality as something strange, but tolerable.
But you know what kind of support do LGBTQ people really need? We just want to be treated like everyone else – that’s it. Try replacing “boyfriend” with “girlfriend” in the dialogue above. You might be surprised (”Oh, I thought you were single!”), you might get interested in the other person’s relationship (”How did you two meet?”), you might just talk abobut the actual subject of the conversation (”Cool, did you have fun on your trip?”) – but you wouldn’t comment on the other person’s heterosexuality, right?
It’s that simple – we’re just people, with similar passions, similar problems, similar relationships and the same need for love.
One day we won’t have to “come out of the closet”. We’ll just say we are in love and that will be all that matters – Ellen Degeneres
After my wedding, I’m proud to say, I realised I’d finally reached the point where coming out is not an issue anymore. I won’t ever come out again. Not that I ever did that movie-style “I need to tell you something... [long pause] I’m gay... [gasp]”. As a matter of fact, in the last time I actually had simply talked about my boyfriend the way straight guys talk about their girlfriends – but it still felt like I’m confessing some kind of a secret. Even after years of living outside of my homophobic homeland of Poland, the fear of being ridiculed, unaccepted, discriminated against or beaten up was still there.
But getting married was the final milestone on the way to leaving all of that behind. It made me feel that I actually do have all the same rights and duties as any straight person does. It’s not just “ok” to be gay – it’s perfectly normal. Even the registrar was openly mocking Poland’s backwardness.
I didn’t hesitate for a second to share the good news with anyone. My husband is so wonderful, our love so beautiful, our relationship so strong. I’m proud of him and I’m proud of us.
And all we got was a positive, loving, touching response. Not a single person reacted differently than they would react to any other wedding – not even call it a “gay marriage” or anything. We didn’t get “gay married”, we just got married.
And that’s the kind of society I want to live in. 😌
]]>At first I didn’t really think about it. It was yet another thing that my parents taught me and I just accepted. Boys and girls need to have separate toilets and locker rooms, so that the boys wouldn’t do nasty things to the girls. Simple.
But one day a cleaning lady came in to the boys’ locker room. And one day a female teacher come in. How come? Why can they see half-naked boys, while our female classmates cannot? That got me thinking and trying to find any sense in that.
Even more when I started realising I was gay. Since I fancy other guys, and since girls might fancy me, should I be always given a private locker room and bathroom, so that nobody sees anyone they might fancy?
Showers in the male locker room at my gym were in renovation for over two weeks. Having to go back home all sweaty and stinky – not the best experience, trust me... The solution could be really simple – just temporarily let the guys use female showers. Nothing would happen. I have no problem not raping or assaulting anyone, no matter how hot and muscular they are, and I’m sure straight guys wouldn’t do that either, if they saw hot naked girls. It’s not a darkroom, it’s just basic hygiene, grow up!
Assuming we only strip to our underwear in the school locker room[1], how is that different from just enjoying a beach in our swimsuits? We don’t separate those by gender (not anymore, at least). Did the world collapse? Did the beaches become dens of iniquity? Did we stop controlling ourselves just because we can see almost-naked persons of the opposite sex? No.
And what’s the deal about the toilets? We have to unnecessarily build separate public toilets for two genders, because what? Because urinals? Man, if someone were inappropriately looking at my junk while I’m pissing in a public restroom[2], I would be pissed – totally regardless of whether it’s a female or male pervert. And except for pissing in a urinal, it’s not like we do anything intimate in front of other people. Why would I care at all, what gender is the person in a next stall?
The separation of restrooms and locker rooms is not just idiotic and baseless, but can often become problematic, if you don’t easily fit into binary gender division. And I’m not talking only about the transgender, transsexual and nonbinary people. You can encounter some problems even if you’re a cis, straight person. In which locker room should a mother help her little son change, so that none of them feels uncomfortable? To which toilet should a father take his little daughter, not to be regarded a pervert?
The whole thing with the gender division makes no sense on any level. Can someone explain to me, why are we still doing that?
[1] Why the hell do people prefer to keep stinking with sweat for the rest of the day rather than just take their pants off and take a shower, is a separate topic. Hint: homophobia.
[2] Well, except if it happened like in a gay bar or something 😉
But there is also a good side to that. The side of being gay that I really really love!
When I see a straight couple on a date, most of the time the guy seems nervous: he plans the whole thing, he tries to impress the girl, he bares responsibility for the date to work out well. She, on the other hand, is more passive, just enjoying his efforts.
When I hear about family problems of straight couples, they often concern the division of household chores or generally the traditional gender roles. The wife is expected to sacrifice her career for the children and the household, while the husband is expected to heroically protect the family from every danger.
And almost nobody seems to be happy with that. Girls, who try to impress a guy or want to ask him out, often feel strange, inappropriate. And some guys might be shy and prefer to be approached by a girl, or might not like the burden of organising their dates. Girls might want to focus on their careers, guys might need the privilege of being cowardly...
Gays, on the other hand, can be so flexible in all of that! Who reels up the the other? Well, whoever’s brave enough. Who organises the dates? Whoever feels like it, or whoever has a nice idea, or we just do it together. Who does the chores? We just split it, so that everybody does, what they do best. If both of you are the man or the woman, then you don’t have to “be the man in this relationship” or wonder “what should I do as a woman?”.
I’m not saying straight couples cannot have such equality and freedom to be yourself, as same-sex couples do. That would be stereotypical, plain stupid and simply not true. They obviously can, and I know many that do. But you’ve got to admit, the overall trend of equality in a relationship and the general expectations from the society in that matter look way better for same-sex couples, don’t they?
A girl meets a boy: he’s nice, interesting, handsome and strong. She falls in love with him. Well, at least until they talk about politics for the first time. Then it turns out that her prince charming is actually a nationalistic fucktard, he’s hateful towards other nations and skin colours, he wants to let the refugees die in the war zone...
Obviously, gays also can be right-wing extremists, but statistically I would expect much lower percentage of such people among the LGBTQ community. Why? We can sympathise with minorities, because we are a minority ourselves. We’ve been hurt by inequality, so we have a lot of determination to fight against it. Our common suffering unites us and makes us stronger.
Which brings me to the awesomeness of the LGBTQ community in general. My first time in a gay bar was an amazing, unforgettable experience, even though nothing special actually happened. But it was just so open!
Obviously, that’s a huge generalisation, but you know... In a gay bar, during a pride parade or in some LGBTQ association, as long as you share the same values, you can feel welcome, you can be yourself and not be judged for that, you can feel safe and wanted. It’s just so warm and friendly! You can be on first name terms with everybody by default (even in Poland or Germany, where “Du” and “Sie” thingy is quite a big deal).
The Community is like a huge, worldwide family for me. I cried after the massacre in Orlando as if I’d lost really close friends – even though I didn’t know those people. After my biological family rejected me, it’s the misfits of the LGBTQ community that made me feel at home again.
For a shy guy like me online dating is quite a big deal. Remember all the jokes in the sitcoms about couples being ashamed that they’ve met online and coming up with some fake “how we met” stories? This shows a stigma around the topic. As if it was a worse way to meet someone. If anything, it’s better in many ways. Like being able to get to know someone’s interests and character (and not just their looks) from their profile before even talking to them – you can’t see any of that when you’re saying hello to a stranger in a bar.
Sure, now in the age of Tinder’s popularity, that stigma is getting smaller and smaller. But nevertheless: I’m happy to be part of a community, where meeting your boyfriend or your hookup on the Internet is not a big deal, but practically a default.
Ever wondered, why sex-related jokes about gays are almost always about us doing anal (”haha, they fuck in the shithole!”) or about straight guys’ irrational fears that we would rape them (”I’ll sleep on this side, otherwise you’d fuck me, faggot, hehe...”)? Well, yeah, we do anal, and it’s awesome, what’s your point? And no, gay ≠ rapist, and if you’d joke about that, it probably means that’s the way you’d treat a woman in a similar situation...
Meanwhile, in sit-coms, standups etc. I keep hearing jokes about guys constantly underperforming in bed, finishing after 3 minutes, refusing to go down on a girl while demanding a blowjob for themselves, being generally boring and self-absorbed in bed... I might think they’re just jokes, but then I keep hearing complaints about precisely that from my straight female friends about their boyfriends.
Seems like many straight guys don’t experiment with their bodies, as if their cock was their only sex organ and a woman was basically just a toy for their wank. Getting your nipples stimulated, your armpits or asshole licked, etc. etc., that feels so amazing! Your G-spot is your prostate, and if you don’t play with it for fear that “it’s gay”, you’re just missing out. Licking other people’s bodies can be so hot as well...
From what I hear, many straight people divide sex into foreplay and penetration. Penetration is what a guy really wants, while foreplay is what he is willing to do, reluctantly, to be allowed to get to the penetration. And gays? Seriously, I don’t remember the last time I even used the word “foreplay”. It’s all just sex. It’s all awesome. Did you know that most of the time we don’t even fuck in the ass during sex? Anal requires preparation, douching, status talk, condoms, lube, etc., meanwhile everything else is almost just as good, so why bother that much every time?
“Seducing a straight guy” is quite a common theme in gay porn. But I don’t really get that phantasy. If the majority of straight guys is really the way standuppers, sitcoms, jokes and their own partners say they are in bed, well... I’m just glad that there are only gay/bi guys in my bed.
I don’t have to worry about getting someone pregnant. Or about my country trying to restrict access to contraception and abortion (although I am fighting for others’ right to use them). I won’t end up in a marriage where we don’t actually want to be together, but we just ended up with an unwanted pregnancy and decided it’s best for the baby... If I share my clothes and underwear with my boyfriend, my wardrobe becomes twice as big. There are so many things I don’t really think about every day, but when they do come up, I can’t help but think “thank goddess I’m gay!”.
So if I were born straight, I guess I’d be trying to be as “gay” as possible anyway. Looking for a girlfriend that would treat be like a partner, not as a patriarch. Visiting gay bars, because why not. Using online dating sites and not caring what others think...
There’s naturally nothing wrong with being straight, or with being gay, or lesbian, or bisexual, or pansexual. But hell yeah I’m happy I happened to be born just the way I have!
]]>Wydaje się.
Trafiło mi dziś w łapki nagranie audycji radiowej Katechizm Poręczny ks. Piotr Pawlukiewicz 12-19-2005, podczas której pan ksiądz odpowiada na pytanie o stosunek Kościoła katolickiego do homoseksualistów. Miło mówi, prawda? Skłonności to nie grzech, wszyscy są ukochanymi dziećmi Boga, wszyscy mogą być zbawieni... A potem pojawia się jedno malutkie “ale”: “ale nigdy w życiu nie możesz uprawiać seksu”. A potem drugie malutkie “ale”: “ale będziemy walczyć, żebyś nie mógł wziąć ślubu”.
Problem w tym, że te “ale” wcale nie są malutkie. Pan Piotr wybrał sobie dobrowolny celibat do końca życia – jego decyzja, jego sprawa. Natomiast narzucanie celibatu komukolwiek innemu jest zwyczajnie okrutne. Bóg, który “obdarzył” jakiegoś człowieka “skłonnościami homoseksualnymi” i naturalnym, silnym popędem seksualnym, a potem mu powiedział “never ever nie realizuj tych skłonności, bo inaczej będziesz płonąć w piekle przez całą wieczność w ogromnych męczarniach”, taki bóg jest sadystą. Kropka.
Ktoś pewnie powie, że ich doktryna, ich wierni. Jak się komuś nie podoba, że Kościół potępia seks gejowski i lesbijski, jak ktoś nie jest w stanie sprostać wyzwaniu obowiązkowego celibatu, to może sobie z tego Kościoła wyjść.
Tyle że ich doktryna dotyka nie tylko wiernych. Kościół dzieli ludzi na tych, którzy mają prawo być szczęśliwi i realizować swoją seksualność, i na tych, którzy nie mają tego prawa. A cała masa dupków tego słucha i idzie z tą logiką dalej, odbierając gejom i lesbijkom wszystkie inne prawa. Czemu by traktować “pedałów” z szacunkiem, skoro sam Kk głosi, że tacy to są gorsi?
Kościół może sobie udzielać (i nie udzielać) małżeństw, komu mu się tylko podoba. Ale nie ma najmniejszego prawa mówić świeckiemu państwu, co ono ma w tej kwestii robić. Kiedy Kk wpływa na tworzenie prawa, to nawet ci, którzy są poza nim, de facto znajdują się pod jego jurysdykcją. To jest po prostu złe.
Nie, nieprawdą jest, że gej, który nie może uprawiać seksu, cierpi tak samo jak heteryk, którego kusi zdradzenie żony. Po pierwsze – heteryk nie ma totalnego zakazu realizowania swoich seksualnych potrzeb, a tylko ograniczenie do jednej osoby. Po drugie – zdrada żony jest konkretnym cierpieniem zadanym tejże żonie, natomiast sam w sobie stosunek między chętnymi osobami tej samej płci nikomu krzywdy nie robi – zatem porównywanie tych sytuacji jest mocno nietrafioną i krzywdzącą analogią. Po trzecie natomiast – wokół zdrad małżeńskich czy przedmałżeńskiego seksu nie wyrosło tak wielkie społeczne piętno jak wokół homoseksualności. Nie słyszałem nigdy o nikim, kto dostałby po mordzie od randomowego przechodnia za to, że żyje ze swoją dziewczyną bez ślubu. Wielu natomiast dostało za to, że choćby tylko “wyglądają na geja”.
To Kościół jest odpowiedzialny za to społeczne piętno. Ładne słówka o skłonnościach niebędących grzechem i o potrzebie wytrwania w czystości są krótkowzroczne i nie biorą pod uwagę, jak wierni będą je odczytywać.
Przyczyny homoseksualności to też ciekawy temat. Pan Pawlukiewicz “upewnił się w Encyklopedii Katolickiej”, jakie są to przyczyny. Bo wiadomo, rzetelnych informacji o zjawiskach biologicznych i społecznych należy szukać właśnie tam, a nie w źródłach naukowych. Upewnił się i mu wyszło, że to może być na przykład wina matki, która bierze leki podczas ciąży, i przez to dziecko rodzi jej się z uszkodzonym mózgiem. Ja pierdolę... Nawet nie potrafię skomentować bezduszności w tym tkwiącej...
“Cierpienie po prostu dotyka ludzi, (...) a Kościół wychodzi im z pomocą” to wierutne kłamstwo. Owszem, jak ktoś się urodzi bez rąk, jest to straszna, niezawiniona tragedia i trzeba mu pomóc. Owszem, wszyscy ludzie jakoś cierpią, nie tylko geje. Ale do jasnej cholery, to nie może być wymówka, by komuś przysparzać bólu! Bo homoseksualista nie rodzi się cierpiąc. To właśnie Kościół sprawia mu cierpienie! Gdyby nie jego idiotyczne trzymanie się bigoterii z epoki brązu, to geje i lesbijki zapewne nawet nie doświadczyliby tego, z czym Kk tak bohatersko walczy!
Jako gej, jako były katolik, jako sympatyk Wiary i Tęczy, jako przyjaciel wielu wierzących i niewierzących gejów i lesbijek, nie znam absolutnie nikogo, któremu Kościół katolicki by w tej kwestii jakkolwiek pomógł.
Następnie pan ksiądz przedstawia “dowód” na to, że homoseksualność jest “niezgodna z naturą człowieka”. Otóż gdyby wszyscy ludzie się myli, to by było super, natomiast gdyby wszyscy byli homo, toby ludzkość wymarła. Ergo mycie zgodne z naturą, a homoseksualność nie. Idiotyzm.
Po pierwsze: mówi to ksiądz. Celibatariusz. A przecież gdyby wszyscy żyli w celibacie, ludzkość też by wymarła. Cóż za hipokryzja...
Po drugie: ta jego definicja “normalności” i “naturalności” działa bardzo rzadko . Czy bycie dentystą jest naturalne? Gdyby wszyscy byli dentystami, to nie miałby kto produkować jedzenia, więc ludzkość by wymarła. Czy uprawianie sportów ekstremalnych jest naturalne? Gdyby wszyscy to robili, to większość by się do tego nie nadawała, pozabijaliby się, a ludzkość by wymarła. Ale o dziwo to nie jest powód, by potępiać dentystów czy wielbicieli sportów ekstremalnych, nieprawdaż? (albo po kościelnemu: “skłonności dentystyczne to nie grzech, potępiamy tylko akty dentystyczne”).
Po trzecie: nawet jeśli homoseksualność nie jest “normalna” czy “naturalna”, to co z tego? Niemal nic, czego używamy we współczesnym świecie nie pochodzi z natury. Smartfony, laptopy, szczepionki, leki, samoloty... Ich sztuczność nie ma żadnego związku z moralnością czy jej brakiem.
Po czwarte: ludzkość nigdy nie będzie cała homoseksualna. To jego hipotetyczne ad absurdum jest straszakiem bez absolutnie żadnych podstaw. Nawet jeśli się zgodzić z tezą, że “gejem można się stać przez eksperymentowanie z kolegami”, to nie znaczy że ludzie masowo zaczną to robić. Dentystą też można się stać. Księdzem-celibariuszem też. Gdyby wszyscy to zrobili, gatunek by nie przetrwał. No i? Nie zrobią tego.
Pan ksiądz kończy swą wypowiedź stwierdzeniem, że Kościół nie chce napiętnować gejów, tylko pokazać światu, że to jest niedobre. Nie wiem, skąd wziął tak dziwaczną definicję “napiętnowania”, skoro nie spełnia jej głoszenie wszem i wobec, że pewne nikogo nie krzywdzące czyny są niedobre, więc należy ludziom odebrać ich prawa obywatelskie...
]]>Masakra w Orlando jest przygnębiająca i przerażająca. Ale jednocześnie była tak bardzo do przewidzenia...
Mogę się założyć, że właśnie znów zaczyna się w USA debata nt. dostępu do broni, w której idioci będą używali tej tragedii jako argumentu ZA tym, by każdy mógł nosić karabin gdzie mu się podoba. To gorzej niż używać walenia głową w ścianę jako lekarstwa na ból głowy...
Tak samo jest z używaniem religii do walki z przemocą motywowaną religijnie. Nie ma czegoś takiego jak “religia pokoju”, żadna z nich nie “uczy miłosierdzia”; to oksymorony. Bo religia musi mieć rację, i to rację ostateczną. Co znaczy, że wszystkie inne muszą się mylić, a od bezwzględnego i bezmyślnego wykonywania jej absolutystycznych nakazów zależy cała wieczność ich wyznawców. A to potrafi zmotywować do robienia rzeczy przerażających.
Zawsze słychać w takich sytuacjach pieprzenie, że “to nie było motywowane religijnie” (choć nie wiadomo, jak niby inaczej). Ludzie niby odcinają się od terrorystów, ale jednak ze świecą szukać imamów, którzy oficjalnie ich potępią, albo biskupów, którzy nałożą ekskomunikę na neonazistów czy tych, którzy mordują pracowników klinik aborcyjnych.
Po tym zamachu nie słyszałem o dziwo, by ktoś deklarował modlitwę za jego ofiary. Ludzie pokazują swoją solidarność pisząc raczej “our thoughts go to the victims” albo “my heart is with the victims”. Bo religia jest przyczyną tej tragedii, nie lekarstwem.
Co chciał osiągnąć ten morderca? Myślał, że ujdzie mu to płazem? Że nie tylko przeżyje atak, ale wróci po nim do normalnego życia i może jeszcze kiedyś to powtórzy? Nie, założę się, że liczył się z tym, że zginie. Postanowił poświęcić życie w imię... no właśnie, czego? Nie wytępił pedalstwa z powierzchni ziemi, nie dokonał niczego wielkiego, a jedynie wyrządził cierpienie wielu ludziom. Był gotów zginąć za coś takiego, ale religia wcale nie miała tu nic do rzeczy?
Ciekawe, ile osób z tych, które wykrzykują “pedały do gazu”, które traktują homoseksualistów jak podludzi, które odmawiają im praw, które traktują ich z nienawiścią i pogardą, które tę nienawiść głoszą z ambon, prawicowych portali i głupich komentarzy, ile z tych osób zdaje sobie sprawę, że są współodpowiedzialni za tragedię w Orlando.
Katechizm nazywa to “grzechem cudzym”. Ale kto by się przejmował...
Ciekawe też, że centra krwiodawstwa w obliczu kryzysu dopuściły do donacji wszystkich dawców, nawet homoseksualnych mężczyzn. Patrzcie no, nagle się okazuje, że homoseksualna krew w niczym nie jest gorsza?
Ofiary z Orlando nie zasługiwały, by wymordowano je jak bydło w rzeźni. Bo nikt na coś takiego nie zasługuje. Absolutnie nikt!
Wszyscy, którzy jesteście narażeni na ludzką nienawiść, trzymajcie się! Jeszcze zmienimy świat na lepsze!
]]>Głośno się zrobiło ostatnio o projekcie konstytucji według PiS, więc wreszcie się spiąłem i zabrałem za przejrzenie jego treści. Tak tylko poglądowo, bez dogłębych analiz (bo ani czasu, ani ochoty, ani przede wszystkim kwalifikacji do tego nie posiadam). I parę kwiatków udało mi się tam wypatrzeć.
Znalazłem dwa projekty konstytucji, z różnych lat:
Pierwsze, co rzuca się w nich w oczy, to jawne wprowadzenie państwa wyznaniowego. Preambuła nie tylko zaczyna się od “W imię Boga Wszechmogącego”, ale wręcz udaje, że nie istnieją obywatele w niego nie wierzący. Znika fragment o ludziach “nie podzielających tej wiary, a uniwersalne wartości wywodzących z innych źródeł”, a całość brzmi bardziej jak akt zawierzenia jakiemuś niepokalanemu sercu, niż jak akt prawny cywilizowanego kraju. No ale w końcu jak ktoś nie katolik, to co z niego za obywatel, nie?
Obecnie wszystkie konstytucyjne roty przyrzeczeń mają zastrzeżenie, że można do nich dodać “Tak mi dopomóż Bóg”. W państwie PiS-u będzie ociupinkę inaczej: rota zawiera wezwanie do boga, ale ustawodawca łaskawie pozwala je pominąć. Ufff...
No i religia w szkołach jest gwarantowana konstytucyjnie. Aż chce się krzyknąć: Hurra! Indoktrynacja prawem człowieka!
Ale zostawmy bozię i zajmijmy się osobami, które naprawdę istnieją. Na przykład kobietami.
PO straszy, że PiS chce usunąć z Konstytucji równość płci. Tymczasem zapis “Wszyscy ludzie są równi wobec prawa i mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.” znajduje się w obu wersjach PiS-owskiego projektu. Kobieta też ludź, a ludź ludziowi równy. Czyli nie jest tak źle.
Choć dobrze też nie jest. Bo wprawdzie w starszym projekcie Konstytucji znajdował się osobny punkt, który wprost mówił o prawach kobiet i gwarantował im równość nie tylko w relacjach z władzą, ale i np. pracodawcą, to jednak już w nowej wersji ustawy punkt ten tajemniczo zniknął. Dlaczego?
W 2005 roku PiS proponował zapis “Każdy człowiek ma prawo do ochrony życia i integralności cielesnej.”, pięć lat później natomiast zmienił go na swoje słynne “Każdy człowiek ma prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci.”
LGBT też z czasem lubią coraz mniej. W starszym projekcie wymieniają wśród najważniejszych zadań RP “opiekę nad małżeństwem jako związkiem kobiety i mężczyzny” – czyli równie dwuznacznie jak w obecnej Konstytucji: chronimy małżeństwa dwupłciowe, ale nie wspominamy o żadnych innych związkach – natomiast w projekcie z 2010 roku mamy już jednoznaczny środkowy palec w stronę tęczowych obywateli: w jednym punkcie zaznaczają wyraźnie, że małżeństwo jest wyłącznie związkiem K+M, a w drugim, że “Władze publiczne nie regulują spraw par niemałżeńskich ani nie prowadzą ich ewidencji”. Czyli związki partnerskie też absolutnie nie wchodzą w grę. Milusio.
“Niedopuszczalne jest ponowne prowadzenie postępowania karnego przeciwko tej samej osobie o ten sam czyn, jeżeli uprzednio zostało ono prawomocnie zakończone w postępowaniu sądowym.” – hurra, tak bardzo Ameryka! Uniewinniliśmy kogoś z braku dowodów, ale pięć lat później mamy na tyle rozwiniętą technologię żeby jednak udowodnić jego winę? Kit z tym, morderca ma być na wolności, bo tak. Miodzio!
“Zaszczytnym obowiązkiem obywatelskim jest obrona Ojczyzny. Zakres obowiązku służby wojskowej i sposób jej odbywania określa ustawa.” – pierdolcie się. Umieranie za wasze interesy to żaden zaszczyt. A obowiązkowe wysyłanie do koszar czy na front jest w jawnej sprzeczności z prawem do wolności osobistej i do życia. Po prostu pierdolcie się.
Swoją drogą, twórcy tych projektów Konstytucji lubią w nie wrzucać slogany, tak jakby były zapisami normatywnymi. “Zaszczytnym obowiązkiem obywatelskim jest obrona Ojczyzny.” – tak tak, ustawą wprowadzić zaszczytność! Albo: “Własność zobowiązuje.” – ehe, serio jest tam takie zdanie. No bo wiecie, trzeba zarządzić zobowiązywanie własności. Kiedyś własność nie zobowiązywała, ale PiS wprowadzi zapis, więc już będzie zobowiązywała! Prawnik ze mnie słaby, ale mam wrażenie, że tak się prawa nie pisze...
Tak samo: może ja się nie znam, ale jak się wymienia jeden po drugim źródła prawa, to raczej te wcześniej wymienione są ważniejsze od tych, które są później. Jeśli tak właśnie jest, to PiS-owska Konstytucja zakłada, że ratyfikowane umowy międzynarodowe są mniej ważne od aktów prawa miejscowego! A co, Gmina Pierdziszewo nie będzie się słuchała jakiejś tam Unii!
Kandydatura na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej wymaga poparcia przez:
1) co najmniej 300 osób pełniących funkcję publiczną pochodzącą z wyborów bezpośrednich oraz co najmniej 100 tysięcy obywateli polskich posiadających prawo wybierania lub
2) co najmniej 300 tysięcy obywateli polskich posiadających prawo wybierania.
Hermetyzujmy bardziej politykę, a co! Trudno jest zebrać 100k podpisów, a co dopiero 300k, więc de facto zapis ten doprowadzi do stanu, gdzie będziemy mogli wybierać władzę tylko spośród ludzi... popieranych przez władzę. Demokracja tak bardzo!
No i jeszcze referenda: aby były wiążące, wystarczy frekwencja 30%. Czy muszę tłumaczyć, jak bardzo zły i niedemokratyczny jest to pomysł?
A prezydenci dostaną dożywotnią ciepłą posadkę:
Osoba, która w przeszłości sprawowała urząd Prezydenta Rzeczypospolitej na podstawie wyborów bezpośrednich, wchodzi z urzędu w skład Senatu (...)
A na deser jeszcze mała, niespecjalnie istotna pomyłka: “prezes i wiceprezesi Naczelnego Sądu Najwyższego”. Ups ;-)
W imię Boga Wszechmogącego, niech oni nie rządzą...
]]>