Eksperymentalny inkluzywny słownik sprawdzania pisowni języka polskiego
]]>An experimental, inclusive spellchecker dictionary for Polish.
]]>Wygląda na to, że konserwatywne snowflejki mają kolejny powód do strachu. Tym razem idzie o jedną z najokropniejszych obelg, jaką można kogoś nazwać:
…
“osoba”.
Tak, kurwa, “osoba”. Obrażają się o “osobę” 🤦
CW: homophobic slurs mentioned
Nawoływania do używania inkluzywnego i neutralnego płciowo języka dają się coraz głośniej słyszeć dookoła świata. W przypadku polszczyzny dużo robi w tej kwestii współzałożony przeze mnie kolektyw “Rada Języka Neutralnego”, tworzący m.in. projekt zaimki.pl.
Propagujemy na przykład takie formy, które wcześniej forsowała fundacja TransFuzja, a które analogicznie do feminatywów nazwałyśmy “osobatywami”. A mianowicie: zamiast mówić patriarchalnie “członkowie” albo binarnie “członkowie i członkinie”, propnonujemy mówić “osoby członkowskie” – co włącza wszystkich, niezależnie od płci. Zamiast “studenci i studentki” można mówić “osoby studiujące”, itd.
Osobatywy to kompromis. Bo oprócz nich wśród pomysłów na neutralne płciowo rzeczowniki są zgodne gramatycznie z rodzajem neutralnym neutratywy (ten członek – ta członkini – to członko; ten student – ta studentka – to studencie) oraz zgodne gramatycznie z rodzajem podstpłciowym dukatywy (ten członek – ta członkini – tenu członku; ten student – ta studentka – tenu studentu).
Neutratywów i dukatywów nie ma w słownikach. Są neologizmami. I wielu się o to oburza – że sobie wymyślamy, że niszczymy język, bla bla bla. Standardowe argumenty ludzi niemających bladego pojęcia o ewolucji języka. Nihil novi.
Ale za to osobatywy powinny być spoko nawet dla preskryptywistów. Polonistka nie wypomni błędu językowego uczennicy, która w wypracowaniu napisała o “osobach sprzątajacych”. Język nie został zniszony, hip hip hurra!
Stąd też moje ogromne zdziwienie, gdy w naszym ostatnim wywiadzie ktoś z komentujących oburzył się, że “a może on nie chce, by go nazywano »osobą«”? Kilka dni później na Twitterze ktoś ni z tego ni z owego oburzył się na sam koncept inkluzywnego języka, bo “kto by chciał, by go tytułowano per »osoba«?”, po czym usiłował nazwać nas “osobami” w taki sposób, by pokazać, jakie jest to obraźliwe.
They just wanna be oppressed so badly.
To biali hetero cis mężczyźni. Są grupą dominującą, uprzywilejowaną. Ale nie potrafią zwyczajnie docenić swojego przywileju (a już tym bardziej użyć go, by pomóc mniejszościom). Gdy są oskarżani o queerfobię, nie odbierają tego jako motywacji do refleksji, pracy nad sobą i empatii. Odbierają to jako wielką niesprawiedliwość dziejową – jak ktoś śmiał mieć coś do tego, że nazwałem go “pedałem”? Albo że do baby z kutasem powiedziałem “per pan”!?
Próbują umniejszać problemom mniejszości, udając że przecież każdy ma problemy, nie ma o co się tak miziać! Próbują tworzyć (nieistniejącą) symetrię między opresorami a opresjonowanymi.
Wy pedały macie swoje parady, a gdzie straight pride dla nas? Dyskryminujecie nas! Wy żądacie ochrony przed dyskryminacją, a mnie to kto obroni? Wy nie możecie wziąć ślubu – no i dobrze, szczęściarze, nic nie tracicie, ja tam ze swoją starą to wytrzymać nie mogę. Wy płaczecie, że ktoś was zmisgenderował – też mi coś, mnie ostatnio nazwali “osobą”!
(Normatywna) polszczyzna jest dla osób niebinarnych bezduszna. Z niemal każdym wymówionym zdaniem zmusza nas do kłamstwa. Zmusza nas do wyboru spośród dwóch opcji, z których żadna nas dobrze nie wyraża. Dla osób trans misgendering jest czymś więcej niż tylko słowami. Boli. Wbija szpilę z każdym słowem. Przypomina na każdym kroku o tym, jak bardzo nie jesteśmy akceptowane. Pogłębia dysforię. Powoduje nienawiść do same_ siebie i do swojego ciała. Język kształtuje myślenie, kształtuje rzeczywistość… czasem doprowadza do najgorszych tragedii.
Tymczasem pan Janusz ma kryzys egzystencjalny, bo ktoś (niczym zresztą nie umniejszając jego męskości) mógłby go kiedyś zaliczyć do grona “osób komentujących”.
Niestety dla niego, fakt posiadania bardzo chujowej osobowości nie sprawia, że pan Janusz przestaje być osobą. Jest osobą, czy mu się to podoba, czy nie.
Wszystkie osoby są osobami.
I to nic złego być osobą.
]]>Polszczyzna, jak każdy żywy język, nieustannie się zmienia i ewoluuje.
W kwestii inkluywności płciowej obserwujemy na przykład trend powrotu do używania feminatywów. I choć jest to świetne dla reprezentacji kobiet w przestrzeni publicznej, to do neutralnej płciowo polszczyzny jeszcze daleka droga.
Osobom niebinarnym ciężko jest się odnaleźć w binarnym do bólu języku polskim.
Bo płeć nie powinna mieć znaczenia. Nie żyjemy w średniowieczu ani pod prawem szariatu. Żona nie jest własnością męża. Kobieta może robić karierę, głosować, ma prawo zarabiać tyle samo co mężczyzna na tym samym stanowisku.
Tymczasem nasz język w wielu przypadkach preferuje rodzaj męski jako domyślny. To męska wersja jest formą podstawową, a feminatyw się tylko od niej tworzy. Żeby opisać kobietę biegłą w prawie, zaczynamy od słowa „prawnik” i musimy do niej dodać sufiks „-czka”. Tak jakby w zawodzie prawnika było coś nieodłącznie męskiego, a kobieta-prawniczka była jakąś aberracją.
Grupę informatyków i informatyczek nazwiemy męskoosobowo: „informatykami”. Osoby zapisane do partii to jej „członkowie” – i mało kto pamięta, żeby wspomnieć także o członkiniach. Istnieje słowo „sędzina”, ale nie oznacza kobiety sprawującej urząd sędziowski, lecz… żonę sędziego. Polszczyzna przez wieki opisywała kobiety głównie przez pryzmat ich małżonków czy ojców: wójtowa była żoną wójta, młynarzówna – córką młynarza…
Język, którego używamy, wpływa na to, jak myślimy ( Hipoteza Sapira-Whorfa). Ciężko nam zatem będzie traktować wszystkich równościowo, jeżeli nasza podświadomość będzie dzieliła wszystkich napotkanych ludzi na dwie kategorie.
No i żeby jeszcze były tylko dwie kategorie… Niektórzy ludzie nie należą do żadnej z tych dwóch opcji ( “and if that surprises you, you need to get out more” – Tom Scott).
Dla nich język polski jest jeszcze mniej łaskawy niż dla kobiet.
Polski ma to nieszczęście, że jest fleksyjny i silnie zgenderyzowany.
W niektórych innych językach wystarczy zmienić zaimek (ang. he/she → np. they) oraz nieliczne słowa określające płeć (np. husband/wife → spouse, podczas gdy większość innych jest neutralnych płciowo, np. politician to zarówno „polityk”, jak i „polityczka”) i parę zwrotów grzecznościowych (nid. Dames en heren („panie i panowie”) → Beste reizigers („Drodzy podróżni”)), by zacząć posługiwać się (niemal) zupełnie neutralnym płciowo językiem.
W angielskim od dawna istnieje “singular they” – możliwość użycia liczby mnogiej do określenia jednej osoby, jeżeli nie znamy jej płci bądź nie ma ona znaczenia (“A neighbour left us a note, they want us to come and collect a package.”). Od niedawna natomiast ta sama forma jest używana również przez osoby niebinarne.
Oprócz “they” zostały stworzone również tzw. “neopronouns” – zupełnie nowe, wymyślone zaimki, takie jak ze/hir, ze/zir, xey/xem/xyr, etc., ale z tego co widzę, są mniej popularne niż “they”.
Niemiecki nie ma luksusu wyboru, musi się ubiegać do neopronouns, jak stworzony przez Illi Annę Heger xier/xieser/xiem/xien. Zmiana zaimka na inny nie wymaga jednak na szczęście dostosowania odmiany związanego z nim czasownika, jak to jest w języku polskim (er ist, sie ist, xier ist).
Niemiecki ma wiele rzeczowników określających płeć (Freund/Freundin („przyjaciel/przyjaciółka”), Schüler/Schülerin (uczeń/uczennica)), dlatego gdy mówi się o grupie obejmującej osoby wszystkich płci, zamiast Schülern und Schülerinnen często używa się nowej formy SchülerInnen (z wielkim „I” pośrodku wyrazu), albo w wariancie urzędowo używanym w Lubece: Schüler:innen, Lübecker:innen, … Niektóre takie słowa można też zastąpić imiesłowami: np. Studenten → Studierenden („studenci/studentki” → „studiujący”).
Tymczasem język polski wymaga określenia płci nie tylko, gdy mówi się o kimś w trzeciej osobie (on/ona), lecz także w pierwszej i drugiej (zrobiłem/zrobiłam, zrobiłeś/zrobiłaś). Nie tylko w liczbie pojedynczej, ale takżę i mnogiej (zrobiliśmy/zrobiłyśmy), i w czasie przeszłym (zrobiłem/zrobiłam), i przyszłym (będę robił/będę robiła), i w trybie przypuszczającym (zrobiłbym/zrobiłabym). Nie tylko w przypadku czasowników, ale też i przymiotników (ładny/ładna). Rzeczowniki określające zawody itp. są silnie zgenderyzowane (polityk/polityczka)…
Krótko mówiąc: odgenderyzowanie polszczyzny to twardy orzech do zgryzienia.
Autorka blog Przemyślenia Maniaka stworzyła świetny przegląd sposobów, na które można tłumaczyć z innych języków kwestie dotyczące niebinarnych postaci w filmach. Szczerze polecam lekturę!
W skrócie: sposobów jest od groma. Niektórzy używają tzw. „dukaizmów”, jak w książce Perfekcyjna niedoskonałość Jacka Dukaja. Inni wolą form ze znakami specjalnymi albo łączonymi literami. Inni, zamiast tworzyć neogramatykę, używają tej istniejącej – choć rzadko używanej wobec ludzi – formy nijakiej. Albo formy mnogiej. Albo zamiennie używają wobec siebie formy męskiej i żeńskiej. Albo po prostu używają binarnych zaimków (bo płeć ≠ zaimki).
Uznałem zatem, że fajnie by było te wszystkie pomysły na genderneutralizację polszczyzny zebrać w jedno miejsce i usystematyzować w tabelkach.
Kto wie, może w takiej formie łatwiej będzie zauważyć prawidłowości, potencjalne problemy, możliwości rozwoju, a może nawet zbudowania spójnego i wszechstronnego systemu?
Na pewno nie zbiorę ich wszystkich, ale próbować warto. A przynajmniej nie zbiorę ich wszystkich sama. Dlatego jeśli znasz jakąś alternatywną formę, którą warto by tu było uwzględnić, albo jakąś problematyczną konstrukcję językową, dla której warto by znaleźć alternatywy, to zapraszam do skontaktowania się ze mną.
Update: udało mi się przekuć te tableki w ciekawy projekt, który spotkał się z bardzo pozytywnym przyjęciem, także zapraszam na Zaimki.pl.
Tymczasem, oto i tabelki:
forma męska | forma żeńska | placeholder | inne znaki specjalne | dukaizmy | rodzaj nijaki | pominięcie litery | samogłoska nosowa ø |
---|---|---|---|---|---|---|---|
widziałem | widziałam | widział*m widział_m widział…m widziałxm | widziałæm / widziałaem widział@m | widziałum | widziałom | widziałm | widziałøm |
widział | widziała | widział* widział_ widział… (dwuznaczne) widziałx | widziałₐ widział@ | widziału | widziało | ✘ | widziałø |
był | była | był* był_ był… (dwuznaczne) byłx | byłₐ był@ | byłu | było | ✘ | byłø |
chciałby(-m)(-ś) | chciałaby(-m)(-ś) | chciał*by chciał_by chciał…by chciałxby | chciałₐby chciał@by | chciałuby | chciałoby | ✘ | chciałøby |
zaczął | zaczęła | zacz*ł zacz_ł zacz…ł zaczxł | zaczæł / zacząęł zacz@ł | zaczęłu | zaczęło | zaczł | zaczøł (dwuznaczne w wymowie) |
zacząłeś | zaczęła | zacz*ł*ś zacz_ł_ś zacz…ł…ś zaczxłxś | zaczæłæś / zacząęłąęś zacz@ł@ś | zaczęłuś | zaczęłoś | zaczłś | zaczøłś (dwuznaczne w wymowie) |
widzieli(-śmy)(-ście) | widziały(-śmy)(-ście) | widzi*(niejasne)/widzi*śmy/widzi*ście | ❓ | widziału(-śmy)(-ście) widzialy(-śmy)(-ście) | ❓ | ❓ | widziałøśmy |
zaczęli(-śmy)(-ście) | zaczęły(-śmy)(-ście) | zaczę*(niejasne)/zaczę*śmy/zaczę*ście | ❓ | zaczęłu(-śmy)(-ście) zaczęly(-śmy)(-ście) | ❓ | ❓ | zaczłøśmy |
zadowolony | zadowolona | zadowolon* zadowolon_ zadowolon… (dwuznaczne) zadowolonx | ❓ | zadowolonu | zadowolone | zadowolon | zadowolonø |
forma męska | forma żeńska | forma neutralna | rodzaj nijaki | dukaizmy |
---|---|---|---|---|
będę robił | będę robiła | będę robić | będę robiło | będę robiłu |
Uwagi:
Liczba pojedyncza:
przypadek | forma męska | forma żeńska | rodzaj nijaki | dukaizmy |
---|---|---|---|---|
mianownik | on | ona | ono | onu |
dopełniacz | jego / go / niego | jej / niej | jego / go / niego (ident. z r.m.) | jenu / nu / nienu |
celownik | jemu / mu / niemu | jej / niej | jemu / mu / niemu (ident. z r.m.) | jewu / wu / niewu |
biernik | jego / go / niego | ją / nią | jego / go / niego (ident. z r.m.) | jenu / nu / nienu |
narzędnik | nim | nią | nim (ident. z r.m.) | num |
miejscownik | nim | niej | nim (ident. z r.m.) | num |
Liczba mnoga:
przypadek | rodzaj męskoosobowy | rodzaj niemęskoosobowy | forma neutralna |
---|---|---|---|
mianownik | oni | one | ony |
dopełniacz | ich | ||
celownik | im | ||
biernik | ich | je | ony |
narzędnik | nimi | ||
miejscownik | nich |
przypadek | forma męska | forma żeńska | rodzaj nijaki | dukaizmy | forma neutralna |
---|---|---|---|---|---|
mianownik | mój | moja | moje | moju | moj mója |
dopełniacz | mojego | mojej | mojego (ident. z r.m.) | moju | |
celownik | mojemu | mojej | mojemu (ident. z r.m.) | moju | |
biernik | mojego | moją | moje | moju | |
narzędnik | moim | moją | moim (ident. z r.m.) | moju | |
miejscownik | moim | mojej | moim (ident. z r.m.) | moju |
forma męska | forma żeńska | dukaizmy | rodzaj nijaki | |
---|---|---|---|---|
ten/tego/temu/tym | ta/tej/tę/tą | tenu | to/tego/temu/tym | |
każdy/każdego/każdemu/każdym | każda/każdej/każdą | każdu | każde/każdego/każdemu/każdym | |
żadny/żaden/żadnego/żadnemu/żadnym | żadna/żadnej/żadną | żadnu | żadne/żadnego/żadnemu/żadnym | |
wszyscy | wszystkie | wszyscu | wszystkie (ident. z r.ż.) | |
wszystkich/wszystkim/wszystkimi |
liczba | forma męska | forma żeńska | rodzaj nijaki | dukaizmy | obie litery | placeholder |
---|---|---|---|---|---|---|
poj. | ładny | ładna | ładne | ładnu | ładnya | ładn* ładn_ ładn… (dwuznaczne) ładnx |
mn. | ładni | ładne | ❓ | ❓ | ❓ |
forma męska | forma żeńska | propozycje form neutralnych | uwagi | |
---|---|---|---|---|
chłopak narzeczony mąż | dziewczyna narzeczona żona | partner/ka (binarne) partner_ka (binarne) | wciąż określa płeć, ale przynajmniej nie wymaga dookreślenia relacji, a słowa mają wspólny rdzeń, więc da się je połączyć | |
pan | pani | państwo | liczba mnoga w odniesieniu do jednej osoby może brzmieć nienatualnie | |
panie i panowie | drodzy państwo | |||
ojciec i matka | rodzice | |||
ojciec | matka | rodzic | ||
synowie i córki | dzieci | |||
syn | córka | dziecko | ||
bracia i siostry | rodzeństwo | |||
brat | siostra | ❓ | ||
mężczyzna, facet mężczyźni | kobieta kobiety | człowiek ludzie | ||
chłopak, chłopiec chłopaki, chłopacy, chłopcy | dziewczyna dziewczyny | dzieci, młodzież, młodzi, nastolatki enby, enbies (dot. osób niebinarnych) | ||
kolega | koleżanka | koleg/żanka (binarne) koleg_żanka (binarne) kolo | ||
doktor | doktorka | doktor/ka (binarne) doktor_ka (binarne) | ||
psycholog | psycholożka | psycholog/żka (binarne) psycholog_żka (binarne) | ||
psycholodzy | psycholożki | psycholodzy/żki (binarne) psycholog_żka (binarne) | ||
członek | członkini | ❓ | ||
członkowie | członkinie | ❓ | ||
(ten) sędzia | (ta) sędzia sędzina | ❓ | ||
kandydaci | kandydatki | osoby kandydujące |
forma męska | forma żeńska | forma neutralna | dukaizmy |
---|---|---|---|
obaj | obie | oboje | ❓ |
trzej | trzy | troje | ❓ |
jednym | jedną | jedno (r.n.) | jednum |
Szczerze mówiąc… Póki co, czarno to widzę 😢
Każda propozycja ma jakieś wady. Wiele ma sens tylko w piśmie, nie w mowie. Wiele, zwłaszcza wśród rzeczowników, wciąż jest bardzo binarnych – choć włączają i kobiety i mężczyzn, to nie obejmują nikogo pomiędzy. Nawet jeśli dana propozycja działa nieźle w jednej kategorii, ciężko znaleźć jej odpowiednik dla innych części mowy.
A przede wszystkim: większość brzmi „nienaturalnie”. Są neologizmami i „neogramatyką”.
Pamiętacie oburzenie na feminatywy, gdy posłanki Lewicy chciały być nazywane „posłankami”? To wyobraźcie sobie sobie, że mówicie publicznie, że „onu zaśpiewału”. 😱 Wyobraźcie sobie, czego muszą wysłuchiwać osoby niebinarne używające form neutralnych… (btw, osoby, które nie są w stanie choćby próbować używać twoich poprawnych zaimków, być może nie są osobami, które warto mieć w swoim życiu, just saying…)
Genderneutralizowanie polszczyzny jest zadaniem z góry skazanym na spore antagonizmy. Na oskarżenia o „ideologizację” i „psucie” języka. Tyle że języka nie da się „zepsuć”. To żywy organizm, który dostosowuje się do tego, jak go użytkownicy używają.
A używają. Mój twitterowy znajomy, Ausir, stworzył listę literatury używającej niebinarnych form w języku polskim. I jest ona długa!
Język nieustannie się zmienia. Zmienia się wprawdzie powolutku, ale liczy się każda drobna zmiana w dobrym kierunku. Zmienia się wtedy, gdy go używamy. Więc używajmy 😊
]]>Podchodzi do mnie starszy koleś w różowej sukieneczce i podaje mi do zmacania kawałek szmatki z garderoby trupa. Wierzy bowiem, że ten amulet oraz wymamrotane pod nosem zaklęcie sprawią, że dobre mzimu będzie mnie bardziej lubiło.
Ta sytuacja miała miejsce naprawdę, lecz większość świadków zapewne opisałaby to inaczej: katolicki arcybiskup usiłował mi pobłogosławić za pomocą relikwii drugiego stopnia św. Jana Pawła II.
Już się parę razy zastanawiałem nad tym, czy chrześcijaństwo to mitologia, jaka jest różnica między teologią a mitologią albo czym się właściwie różni kościół od sekty czy modlitwa od zaklęcia. Pokazałem tam, że to są praktycznie synonimy, po prostu różnie nacechowane emocjonalnie. Nie pokazałem jednak najważniejszego – dlaczego powinniśmy używać tych drugich.
Język to potężne narzędzie. Szarlatani z powodzeniem używają go, by zakłamywać rzeczywistość i wyciągać od nas kasę. Możemy z tym walczyć tylko w jeden sposób – nazywając rzeczy po imieniu i demaskując ich manipulacje.
Myślicie, że przywódcy religijni wierzą w te bzdury, które głoszą? Myślicie, że nie zauważają, jak bardzo ich religia jest podobna to wszystkich pozostałych i jak równie mało oparta na faktach? Gdy dyskutują z ateistami mogą się powoływać na argumenty takie jak ”dowód” ontologiczny czy pięć dróg Tomasza z Akwinu, ale gdy mają dowodzić słuszności swojej religii nad innymi, pozostaje im tylko “moja książka mówi tak, a twoja inaczej” albo “ja ten fragment interpretuję mądrzej” albo “haha, wy to jeszcze kobiety traktujecie jak przedmioty, a my już zdążyliśmy przestać”. To jak kłócenie się, która szkoła astrologii jest najlepsza, udając że którakolwiek ma cokolwiek wspólnego z prawdą.
Jest jednak jedna rzecz, która bardzo widocznie rozdziela jedne zabobony od drugich i wartościuje je – język.
Używanie różnych form do opisu podobnych samych zjawisk nie tylko zakłamuje rzeczywistość, ale też dzieli ludzi. Gdyby dzieliła ze względu na coś obiektywnego, jak podejście do rozsądku, nauki i ewaluacji dowodów, tym samym pomagając ludziom wydostać się z sideł religii, to bardzo słusznie. Dzieli jednak na zasadzie szkolnego bully, odrzucającego inność i znęcającego się nad rówieśnikami niepasującymi do grupy – “my to mamy prawdziwą wiarę, nie to co to wasze szamaństwo!”.
Bardzo słusznie, że słowa takie jak “zabobon”, “szaman”, “sekta”, czy “talizman” są nacechowane negatywnie. Źle jednak, że ktoś stworzył ich pozytywne odpowiedniki, próbując nas oszukać, że to wcale nie to samo.
Jeśli jesteś wierzący, warto, żebyś spróbował takiego eksperymentu – gdy opisujesz coś związanego ze swoją religią, zrób to (przynajmniej w myślach) tak, jakbyś opowiadał o jakiejś zupełnie obcej wierze. Na przykład zamiast mówić o kolejce do konfesjonału i o wyznawaniu w nim grzechów, spróbuj powiedzieć, że “dorośli ludzie czekają w kolejkach, żeby na kolanach powiedzieć facetowi w sukience, że byli niegrzeczni”. Zamiast cieszyć się, że ktoś “przyjął Jezusa do swojego serca” spróbuj pomyśleć, że “zjadł wafelka, wierząc że to ludzkie ciało”.
To zmusi cię do zastanowienia, która część takiego opisu nie pasuje niby do rzeczywistości, i w czym właściwie tkwi różnica między twoją wiarą a wszystkimi innymi zabobonami. Jeśli tę różnicę znajdziesz, mimo obdarcia języka ze sztucznego sacrum językowego, no to good for you, tylko umocnisz swoją wiarę. Jeśli zaś nie, to gratulacje – właśnie zauważyłeś coś, co dotychczas było poza twoim zasięgiem.
]]>The idea is to create a simple (in terms of complexity, not ease of use) programming language, that will have quite a concisesyntax, that will play with the power of Unicode and most importantly – will be fun to create ;)
]]>Któż z nas nigdy nie narzekał, jaka to ortografia jest trudna i niepotrzebna? W 1921 roku futuryści postanowili coś z nią zrobić i stworzyli coś, co uznali za pisownię jedyńe słuszną, uzasadńoną i wygodną. Czemu ich propozycja przeszła bez większego echa? Cóż, zobaczcie jak ortografja fonetyczna działa w praktyce.
Na stronie znajduje się generator tekstu w futurystycznej ortografii, pełny tekst Mańifestu w sprawie ortografji fonetycznej oraz parę argumentów przeciw niej.
]]>Krążą wokół niej dwa księżyce. Tak duże, że trzeba raczej uznać cały ten układ ciał niebieskich za planetę potrójną. Tym bardziej że oba księżyce zostały już dawno zasiedlone przez Onvian i tak przystosowane do życia, iż niewiele się różnią od planety-matki. Ten układ trzech ciał nosi nazwę Onvario.
Planeta jest średniej wielkości, ciut większa od Ziemi. Ma płynne jądro, skalisty płaszcz i skorupę, dość gładką, ze względu na brak ruchów tektonicznych. Pokrywa ją kilometrowa warstwa przedziwnej substancji, zwanej “onakua”. Jest to niebieskawy roztwór wodny pewnego organicznego związku chemicznego, który w kontakcie ze światłem słonecznym oraz silnie tlenową (~93%) atmosferą zastyga do twardości kwarcu, tak do głębokości pięciu metrów. Onvianie dosłownie chodzą po wodzie, po globalnym oceanie.
Potraktowanie onakuy silną falą elektromagnetyczną o długości dokładnie 2,56·10-10 m powoduje natychmiastowe zerwanie wiązań trzymających ją w zwartej formie, a tym samym jej przemianę w zwykłą wodę, która po paru dniach (a dni tu mają dość długie, na ziemskie jednostki będą to 83 godziny) powoli zastyga z powrotem. Już prymitywne organizmy “odkryły” tę właściwość, wytworzyły antenki emitujące i odbierające takie fale, i wykorzystały je do przebicia się i wyjścia na ląd. Albo raczej “ląd”.
Teraz stworzenia lądowe mają wręcz nieograniczony dostęp do czyściutkiej wody, wystarczy rozpuścić sobie kawałek gruntu. Dzięki temu życie kwitnie. Onvario jest można nazwać “zielonymi planetami” jeszcze śmielej niż Marsa “czerwoną”. Najprzerozmaitszych gatunków roślin doświadczysz tu na każdym kroku. A co za tym idzie – zwierząt oczywiście też.
Klimat mają tak cudowny, że ja osobiście zamieszkałbym tam z największą ochotą. No, gdyby nie ta obrzydliwie przetleniona atmosfera. I te 18 miliardów lat świetlnych, które nas dzieli. To sporo więcej niż światło zdążyło przebiec od czasu wielkiego wybuchu, więc raczej nie mam złudzeń, że moja skromna osoba się kiedykolwiek na którejś z Trzech Planet pojawi. No ale wracając do klimatu. Jest tropikalnie gorący i tropikalnie wilgotny. W zależności od pory roku i odległości od równika od piętnastu do czterdziestu stopni. Z przewagą tych powyżej trzydziestu. Zimy nie są zbyt srogie ze względu na małe nachylenie równika względem płaszczyzny orbity wynoszące niecałe 6°.
A wilgotno jest, gdyż onakua mimo zestalenia wciąż ulega parowaniu. Jednak ta rozpuszczona w niej niebieska substancja zwiększa ciężar wody na tyle, iż nie formują się chmury, a z nich opady, lecz tylko biała mgła. Wygląda to wręcz bajkowo – błękitna, półprzezroczysta ziemia, w niej śmigające barwne rybki i w nią wrośnięte plątaniny korzeni roślin, które na powierzchni oczojebią potężną zielonością, wszystko spowite białą mgiełką, nad głową czyściutki błękit nieba. Na niebie prażące słońce i dwa duże, zielone księżyce.
Jeszcze świetniej wygląda to z wysokości. O taaaak, wysokości... Onvianie budują imponująco wysokie budynki. I piękne. Budulcem jest nie co innego, a... onakua! Gdy rozpuścić w niej wapno, zmienia kolor na nieprzezroczyście śnieżnobiały i zastyga już na stałe po raptem paru minutach.
No dobra, ale skąd mają wapno? I całą masę innych substancji, których raczej ciężko szukać w wodzie w jakichś zawrotnych ilościach?
Z nich jest zbudowane dno oceanu onakuy. A w oceanie rozpuszcza się ich wystarczająco dużo, by podtrzymać życie wszystkim żyjątkom wodnym, a poprzez korzenie roślin również lądowym.
Bardziej znaczące ilości czasem osadzą się u spodu twardej warstwy onakuy, skąd wydobyć je nietrudno. Kiedyś może to było dość, ale dzisiejsza cywilizacja Onvian potrzebuje sporo więcej i jest zmuszona zapuszczać się na kilometr w głąb głębi wody, na samo dno, i jeszcze głębiej. Lecz cóż to dla nich?
Są bowiem cholernie inteligentni. Tak inteligentni, że jakiekolwiek nasze wyobrażenie o inteligencji nie dorasta do pięt ichniej rzeczywistości. Równania różniczkowe rozwiązują w pamięci przedszkolaki. Nie ma miejsca na żadne manipulacje czy ogłupiające tańce na lodzie w telewizji. W ogóle na telewizję nie ma. Onvianie kontaktują się ze sobą bezpośrednio, używając tych swoich elektromagnetycznych antenek. Bezprzewodowo udostępniają sobie nawzajem jotabajty informacji, dzięki czemu każdy wręcz pływa w niewidzialnym oceanie zbiorczej wiedzy całego gatunku.
Muszę się do czegoś przyznać. Skłamałem tu, już w pierwszym zdaniu. Onva wcale się tak nie nazywa. Ziemianie jej tak nie nazwali. Nawet nie mają pojęcia o jej istnieniu, ich teleskopy tam nie sięgają. Onvianie też jej tak nie nazwali. Oni w ogóle nie mówią, a ich język ciężko przełożyć jakkolwiek na nasze głoski.
Ja ją sobie tak nazwałem, bo inaczej ciężko by o niej opowiadać. Takie pierwsze lepsze ładniejsze słówko z generatora losowych sylab. Podobnie zresztą pozostałe nazwy. Mam nadzieję, że wybaczycie.
Ale wracając…
Nie śpią, bo nie muszą. Albo raczej w ten sposób to trzeba ująć: w każdej chwili drzemie inna część ich mózgów, przekazując sterowanie do swojej wiernej kopii. Dzięki temu nie spędzają, jak my, jednej trzeciej życia z wyłączoną świadomością.
Nie mają władzy, państw, ani religii. Zbyt mądrzy są na to wszystko. Doskonale wiedzą, że to oni sami są najpotężniejszymi istotami w okolicy, i że razem znaczą o wiele więcej, niż każdy z osobna. Wiedzą, że współpraca wychodzi im na dobre, umieją znaleźć złoty środek między własnymi a wspólnymi dążeniami.
Ich ciała są niemal idealne. I nawet nie mam na myśli wyglądu, choć trzeba przyznać, że nawet dla człowieka mogą być one seksowne, choć są tak bardzo niepodbne do naszych. Umięśnieni, bezwłosi, zadbani, nadzy… Mają pełną kontrolę nad swoim ciałem, potrafią nawet przełączyć się na świadome sterowanie procesami, które przeważnie są zarezerwowane dla podświadomości. Potrafią regulować swoją płodność, temperaturę, tempo metabolizmu… Posiadają też niesamowitą zdolność samoregeneracji. A jeśli ona zawiedzie, mają też do dyspozycji niemal niezawodną medycynę.
A przede wszystkim – mogą chłonąć energię w najróżniejszych formach. Nie tylko tych, które znamy z Ziemi – zjadanie innych, fotosyntezę, czy reakcje chemiczne – ale nawet energię fal mechanicznych czy elektromagnetycznych. Ujarzmili całą energię swoich planet.
Dzięki temu niemal zniknęło tam cierpienie, głód, choroby... Onva jest idealną, anarchistyczną utopią pod każdym względem. Onvianie po prostu taplają się w rozkoszy, i cielesnej i intelektualnej.
A ich język... Doprawdy fascynujący. Nasz jest falą akustyczną, ich elektromagnetyczną. My wymieniamy się słowami, za pomocą ust i uszu, oni – ciągiem zer i jedynek, za pomocą antenek, niewiele różnych od naszych ziemskich mechanicznych. Ich język jest binarnym tańcem treści. Wielopoziomo przesyłane zera i jedynki przeplatają się, układając w znaczenia. Tak konkretne, że nie sposób o nieporozumienia.
Jeśli ktoś się zna na programowaniu obiektowym, język Onvian wyda mu się znajomy. W ich globalnej, wspólnej świadomości, znajdują się definicję klas obiektów, ich właściwości, schematów dziedziczenia, no właściwie wszystkie informacje, jakie o danym przedmiocie czy idei czy czynności czy cesze, można podać. A jeśli nie wcale wszystkie, lub jeśli nie istnieje słowo do opisu czegoś, wtedy zawsze można go dodać i rozpropagować.
Można powiedzieć, że Onvianie wytworzyli naturalnie bardzo wysokopoziomowy język programowania. Że sami będąc czymś w rodzaju bionicznych komputerów, używają do komunikacji kodu, będącego złotym środkiem między językiem życia a językiem maszyn.
Ten język jest bardzo matematyczny, ścisły i konkretny. Nie to co u nas. Przykładowo, zdanie “Zabił go, bo był tchórzem” równie dobrze może znaczyć, że z powodu własnego tchórzostwa zabił, jak i że zrobił to z powodu tchórzostwa zabitego. Albo inne: “Poszedł do sklepu, kupił kanarka, który zaświergotał, zapłacił i wyszedł”. Czy kanarek zaświergotał z radości, że został kupiony? A może to właśnie dlatego został kupiony, że zwrócił na siebie uwagę świergotaniem?
U nas jeden język jest na to mniej, inny bardziej podatny. Ale onviański w ogóle. Każda część zdania, każde słowo, każdy obiekt i każda jego właściwość jednoznacznie wskazuje na to, czego dotyczy.
Onvianom niestraszne bardzo duże ani bardzo małe liczby, niestraszne skomplikowane obliczenia. Na co dzień używają jednostek Plancka. Myślą szybko i dokładnie, i tak samo się komunikują.
Żyją w utopii, bo sami są utopią. Dzięki milionom lat ewolucji, przystosowywania do środowiska i walki o przetrwanie, a potem już dzięki świadomemu modyfikowaniu swoich genów i swoich organizmów, stały się istotami tak doskonałymi, jak tylko sobie potrafię wyobrazić. A one i tak dążą do idealności jeszcze większej.
W utopii.
]]>Dziś chciałbym spojrzeć na kilka innych nacechowanych pejoratywnie słów. Na rzeczy, którym Kościół stanowczo się przeciwstawia, lecz te same rzeczy pod zmienioną nazwą – popiera i propaguje.
Po co nam sztuczne rozróżnienie między religią a sektą, skoro nawet Kościół katolicki spełnia swoją własną definicję sekty? Czyż nie różnią się one tylko wielkością?
zabobon «ogół wierzeń i praktyk opartych na przekonaniu o istnieniu mocy nadprzyrodzonych, które mogą sprowadzić na kogoś nieszczęście lub ustrzec go przed nim»
przesąd 1. «wiara w tajemnicze, nadprzyrodzone związki między zjawiskami, w fatalną moc słów, rzeczy i znaków; też: praktyki wynikające z tej wiary» 2. «mocno zakorzenione, błędne przekonanie»
Czyż Kościół nie wierzy w istnienie mocy nadprzyrodzonych? Czyż nie głosi wstawiennictwa świętych i kuszenia demonów? Czy jego obrzędy nie opierają się o nadprzyrodzoną moc słów, rzeczy i znaków? Czyż nie ma w nim relikwii, przedmiotów świętych?
talizman «przedmiot, któremu przypisuje się magiczną moc przynoszenia szczęścia jego posiadaczowi»
amulet «przedmiot, któremu przypisuje się magiczną moc»
Czym się różni poświęcony medalik od talizmanu? A relikwia od amuletu? A szkaplerz? Najświętszy sakrament? Ktoś pewnie powie, że to nie one działają, lecz to przez nie działa Matka Boska albo święci. Więc czemu nie pozbyć się tych przedmiotów? Czy Matka Boska nie potrafi działać bez szkaplerza?
magia 1. «ogół wierzeń i praktyk opartych na przekonaniu o istnieniu mocy nadprzyrodzonych, które można opanować i wywoływać za pomocą zaklęć, obrzędów i czarów» 2. «niezwykła siła oddziaływania» 3. «zniewalający urok jakichś miejsc lub osób»
zaklęcie 1. «gorąca prośba» 2. «magiczna formułka mająca wywołać nadprzyrodzone skutki»
Kościół nie wierzy w moce nadprzyrodzone? Nie próbuje na nie wpływać przez magiczne słowa modlitw, pieśni i formułek?
Wprawdzie ekstaza nie jest elementem charakterystycznym księży, ale i tak często się pojawia w duchowości chrześcijańskiej. Mówienie językami, ekstaza św. Teresy, ekstaza św. Franciszka, itp.
Byłem na mszy świętej o uzdrowienie odprawianej przez o. Johna Bashoborę. I ta msza spełniała już każdą część definicji szamaństwa, nawet te, które oznaczyłem iksem ✘ (i w żadnym przypadku nie jest to przytyk do koloru skóry ojca). To był żywy festiwal ekstazy. Ręce w górze, modulacja głosu, przekrzykiwanie się z własnym tłumaczem... Było nawet personifikowanie choroby/nałogu i nakłanianie ich do (dosłownie przedstawionego) opuszczenia ciała chorego!
Jak można w XXI wieku doszukiwać się związku przyczynowo-skutkowego między “wyjściem” choroby z człowieka a podniesieniem w górę rąk i powtórzeniem niezliczoną liczbę razy mantry “Jezu, uzdrów mnie”?
Istnieje coś takiego jak “medytacja chrześcijańska”, co jednak nie przeszkadza bardzo wielu chrześcijanom utożsamiać medytacji wyłącznie z religiami wschodu i demonizować jej wyłącznie z tego powodu, nie wiedząc nawet, na czym ona polega. Nie zdają sobie sprawy że na przykład różaniec i wszystkie inne koronki też są rodzajem techniki medytacyjnej.
Pojęć, które można w ten sposób rozpatrywać, jest zapewne jeszcze kilka. Choćby Maria, matka Jezusa, której kult jest niemal identyczny z kultem Wielkiej Bogini w niezliczonych innych religiach (swoją drogą, jestem szczerze zdziwiony że moja edycja na Wikipedii w tym temacie jeszcze nie została usunięta).
W każdym razie wniosek jest jeden: praktyki Kościoła tak niewiele się różnią od tego, co on sam demonizuje, że aż przykro patrzeć na taką niekonsekwencję. I jestem zdecydowany nazywać te wszystkie rzeczy po imieniu.
Nie wierzę w zabobony, więc w diabła też. Nie wierzę w amulety, więc w szkaplerz też nie. Nie wierzę w mitologie, więc czemu miałbym wierzyć w boskość Jezusa i cudowną moc tysięcy jego świętych? Jak wszystko to wszystko.
Drodzy wierzący! Proszę Was o jedno: konsekwencję. Albo odrzucam wszystkie bzdury na tej samej zasadzie, albo wierzę w nie wszystkie podobnie. Proste.